Monika Irsmanbet
Neville Goddard mówi, że człowiek jest stworzeniem nawyku. Nawyk sam w sobie nie stanowi żadnego prawa i prawem nie jest, ale przyznać trzeba, że potrafi nami nieźle rozporządzać i dyktować rytm naszego codziennego życia. Mam na myśli oczywiście nawyki postrzegania. Nawyki fizyczne są równie ważne, ale podpierając się Goddardem myślę tylko o postrzeganiu. Bardzo korzystna w tej sytuacji byłaby taka autoanaliza. Jeśli każdy z nas zajrzałby w siebie, pytając czemu się zazwyczaj i najczęściej poddaje, czemu daje się ponieść i czemu ulega, jakim myślom, jakim postrzeganiom, jakim wizjom – byłaby pełna autoanaliza. Czy to wszystko jest zgodne z naszą idealną, najlepszą wersją siebie? Czy to z czym mentalnie obcuje tak dużo czasu w ciągu dnia, pomaga mi i służy? Czy przybliża mnie do celu? A może raczej prowadzi do smutku, gorszego samopoczucia i oddala mnie od mojego celu?
Goddard pisze: gdybyśmy mogli być tak emocjonalnie podnieceni naszymi ideałami, jak przez naszą niechęć, wznieślibyśmy się na płaszczyznę ideału tak łatwo, jak teraz schodzimy na płaszczyznę nienawiści. Miłość i nienawiść mają magiczną moc przekształcania, a dzięki ich ćwiczeniu wzrastamy na podobieństwo tego, co rozważamy. Trudno się z tym nie zgodzić i nie powtórzyć za Huną, że energia podąża za uwagą. Goddard uważa też, że „cechy umierają z braku uwagi” i dlatego też lepiej stan niemiły i nieprzyjazny usuwać poprzez wyobrażenie piękna. Wyobraźnia wskrzesi nam rzeczywistość, więc po co wyobrażać sobie i rozpamiętywać smutki? Jakże często prowadzimy w myślach zbędne dialogi, kłócimy się, oceniamy kogoś. Jakże często analizujemy problemy, rozpatrujemy scenariusze i układamy całe sceny? Mi to zdarzało się bardzo często, choć zdawałam sobie sprawę, że takie myślenie obniża moje samopoczucie i powoduje, że pikuję. Byłam mentalną masochistką i dawałam mnóstwo pokarmu czemuś, czego tak naprawdę nie akceptowałam. Na pewno nie myślałam wtedy o liście do Rzymian: nie daj się zwyciężyć złu, lecz zło dobrem zwyciężaj.
Oj, jakże daleka byłam od takiej postawy. Co więc dziś możemy zrobić? Jak możemy rozwiązać natłok myśli? Goddard radzi nam: tak długo, jak człowiek będzie utrzymywał wiarę w moce poza sobą, tak długo będzie okradał siebie z istoty, którą jest. Tak więc odrzućmy wszystkie przyczyny zewnętrzne. Odrzućmy takie fakty jak „ale ona mi powiedziała to i to”. To zbyteczne, bo przecież po tym wszystkim czujemy się fatalnie i coraz fatalniej. To uczucie znowu, ponieważ się mu poddajemy, skutkuje sprowadzeniem do naszego życia właśnie takich wydarzeń. Tkwienie w niesprzyjających nam nawykach, które przekonują nas, że przyczynowość leży w mocach zewnętrznych, okrada nas z istoty, którą jesteśmy. Każdego dnia, krok po kroku zmieniajmy swoje wewnętrzne dialogi, swoje nawyki i nawykowe wzorce myślowe. Zmieniajmy je tak, by odpowiadały temu, co wyobrażamy sobie w idealnej wersji nas samych, a proporcjonalnie do radykalności naszej zmiany. Możemy tę zmianę nazywać nawróceniem bądź obudzeniem. Zawsze warto!
Nawyki mentalne bywają przez nas nieuświadomione i, mimo że jesteśmy przekonani o ich nieistnieniu, doświadczamy w życiu efektów ich bytności. Nie jest konieczne ich tropienie i wyszukiwanie, bo wystarczy zmienić postrzeganie czegoś, co nam się nie podoba. Przez takie działanie nasz nawyk mentalny nieuświadomiony zmienia się. Goddard mówi, że konieczny jest trening myśli i trenowanie naszej wyobraźni: jeśli nie kontrolujesz swojej wyobraźni, to ona kontroluje ciebie. Trzeba dać sobie dużo cierpliwości i miłości, bo jak mówią mieszkańcy Afryki, ścieżki tworzą się poprzez chodzenie. Nic, albo niewiele zadzieje się od razu, ale zmiana nawyków zawsze jest dla nas korzystna. Zarówno mentalnych jak i fizycznych. Najważniejsze to wciąż pamiętać, że najpierw my tworzymy nawyki, a później nawyki tworzą nas. Nawyk wymaga powtórek, każdy nawyk, a więc nawykowo – do dzieła!