Wczoraj napisałem o ciężkim, średniowiecznym hełmie który większość ludzi nosi na głowie. Jeden jego bok to zakazy, drugi nakazy, a tył – brak akceptacji siebie. Ale jest przecież przód z tak zwaną przyłbicą, którą czasami podnosimy a czasami nie. Tą przyłbicą jest opinia otoczenia na nasz temat. Dla niej rezygnujmy ze swojej wyjątkowości tylko dlatego, że mniejsza czy większa grupa ludzi akurat nas nie akceptuje. Odkąd zdałem sobie sprawę, że to nie mój problem, nie staram się zabiegać o czyjeś względy. Nie zmieniam siebie tylko po to, aby zyskać czyjeś uznanie albo przyjaźń czy miłość. Dla miłości akurat robię wyjątek i dla mojej małej żonki podnoszę deskę klozetową w łazience. Ale poważniejsze zmiany na dłuższą metę po prostu mi się nie opłacają!
Doskonale rozumiem skąd wynika ta zależność od opinii innych. To nic innego jak strach przed odrzuceniem. Ten strach, jak każdy inny, nie zaprowadzi nas do szczęśliwego życia ale my tak pragniemy akceptacji i miłości otoczenia, że mimo to staramy się upodobnić do innych. To droga donikąd, zapewniam, więc lepiej nie starajmy się naśladować innych! Chyba nie chcemy być kopią swojej koleżanki czy jakiegoś serialowego idola? Jak pisałem wczoraj, każdy jest wyjątkowy i jedyny we Wszechświecie więc nie ma powodu starać się upodobnić do kogoś innego tracąc tę wyjątkowość. Jednak wielu z nas robi to nie szczędząc wysiłku.
Strach przed odrzuceniem to jedno ale jeśli spojrzymy na problem z perspektywy duchowej powodem może być także misja. Po prostu tacy ludzie nie odkryli jeszcze jaka jest ich życiowa misja. Kiedy świadomość wchodzi w byt a później wybiera sobie ciało i duszę, wybiera również swoją misję. Ci, którzy wiedzą jaka jest ich misja nie mają problemów z żadnymi wyborami: zawodu, miejsca zamieszkania, selekcji przyjaciół itd. Oni nie muszą nikogo naśladować, bo zdają sobie sprawę ze swojej wyjątkowości i misji do spełnienia.
Tylko proszę mi nie wmawiać, że nie potraficie rozpoznać swojej misji. Każdy to potrafi tylko nie każdy chce być jej świadomym. A to takie proste! Jeśli wędrujemy swoją ścieżką kwantową zgodną ze swoją misją, robimy wszystko z entuzjazmem, radością, bez nadmiernego wysiłku i cieszymy się wynikami swojej działalności bo to jest zgodne z misją. Proste jak barszcz!
Tylko dlatego nic nam w życiu nie wychodzi, że z mozołem idziemy pod górkę nie po swojej ścieżce. Z mozołem jak diabli, bo na głowie mamy ten ciężki, żelazny hełm ukuty z zakazów, nakazów, braku akceptacji siebie i chęci upodobnienia się do innych. Możemy takiemu człowiekowi tylko współczuć, ze świadomością jednak, że to zakuty łeb, jak mawia Adam Anczykowski, który mi się przypomniał podczas pisania tego postu. A następny post w poniedziałek, do poniedziałku zatem!