Jedna z moich patientek opowiedziała mi zabawną, ale i pouczającą historyjkę, którą chcę się z Wami podzielić. Otóż Marianna miała problemy jelitowe. To nie było nic poważnego, chodziło o złe trawienie, ale ten problem zdarzał się zbyt często. Jedna z terapeutek stosująca medycynę chińską zaleciła jej masowanie punktu na wewnętrznej stronie nogi, około czterech palców powyżej kostki, w miejscu, gdzie kończą się kość piszczelowa i kość strzałkowa.
Marianna masowała więc ten punkt gdy tylko pojawiały się sensacje w jej brzuchu i to przynosiło jej natychmiastową ulgę. Po pewnym czasie pojawił się jakiś inny problem, więc znów podreptała do swojej chińskiej terapeutki. Podziękowała jej za poprzednią poradę i pokazała punkt, który masuje. Terapeutka spojrzała i powiedziała ze śmiechem, że to nie jest ten punkt. SP6 nazywany Sanyinjiao mierzy się, kładąc na kostce środek dłoni, a nie cztery palce od brzegu kostki więc zaznaczyła Mariannie punkt niezmywalnym flamastrem, żeby jej się znów nie pozajączkowało.
Przy kolejnych burczeniach w brzuchu Marianna zaczęła masować ten „prawidłowy” punkt i… nic! Burczenie nie przechodziło, czuła nieustanne nudności pomimo masowania i masowania SP6, aż jej palec zdrętwiał. Ostatecznie znaleźliśmy przyczynę jej problemów trawiennych podczas hipnoterapii, ale Mariannę frapował ten cholerny punkt. Dlaczego wcześniej działał a teraz nie! To jak to w końcu jest z tym punktami akupresury?
Jest, jak jest, dla mnie to proste. Terapia pochodzi z tradycyjnej medycyny chińskiej, która sięga tysięcy lat wstecz. Punkty akupresury znajdują się na tzw. meridianach, czyli ścieżkach przepływu energii chi w ciele. Każdy punkt ma swoją nazwę i jest związany z określonymi organami czy funkcjami ciała. Masowanie lub manipulowanie tymi punktami reguluje przepływ energii życiowej w ciele, co może przynieść ulgę w różnych dolegliwościach fizycznych i emocjonalnych. I naprawdę przynosi ulgę gdy… się w to wierzy!
Są miliony ludzi na świecie, którzy nic nie wiedzą, że istnieją jakieś punkty akupresury i energia chi, a jednak żyją w zdrowiu i w szczęściu do samej śmierci. To dla mnie żywy dowód na moc naszych przekonań (większość nazywa je wiarą), które mają ogromny wpływ nie tylko na nasze zdrowie, ale jakość całego życia. Fizyka kwantowa naukowo dowodzi, że masowanie punktów, picie ziółek, połykanie pastylek, naświetlania czy rehabilitacje nie mają większego znaczenia jeśli robimy to bez przekonania w ich skuteczność. Bo wiara naprawdę czyni cuda, jak mawiały nasze babcie, chociaż nie miały zielonego pojęcia o fizyce kwantowej.