Klaudiusz Korus
Umarłem? Przecież mój duch żyje wiecznie! Tylko moje ciało umarło w wieku 55 lub 105 lat. Zostawiło bliskich, ulubione przedmioty, zwyczaje, przywiązania. To wszystko już za mną. Czuję ogromną rozpacz. Tęsknotę tak ogromną za tymi wszystkimi rzeczami. Części z nich nawet nie lubiłem, część uwielbiałem. Tęsknota mnie przytłacza, rozpacz przygniata moją świadomość. Jestem słaby, potrzebuję pomocy, przewodnika, który poprowadzi mnie w tym nowym świecie, kogoś, komu oddam swoje życie po życiu. Nie! Stop! Odsuwam na bok rozpacz. Odsuwam przygnębienie. Odsuwam strach. Jestem świadomością. Jestem duchem. Jestem energią. Jestem podróżnikiem. Sam decyduję o swoim losie. Skupiam się na obecnej chwili, która jako jedyna istnieje. Nic innego się nie liczy.
Widzę Ją. Przyjaciółkę ze szkoły. Emanuje miłością. Zbliżam się do niej. Jest przyjemnie. Czuję jej wysokie wibracje. To złe określenie, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy. Ups, nie mam już głowy. Wciąż myślę jak człowiek. Ziemskie doświadczenia wciąż mają na mnie ogromny wpływ. Patrzę w jej nieruchome oczy. Są takie puste. Kim ona jest? Każę jej odejść. Znika. Znowu jestem sam. Widzę tunel światła. Jest taki kuszący, ale nie za mną te numery. Nie poświęcam mu swojej energii. Znika. Znowu jestem sam. Widzę szeroką, pięknie oświetloną aleję. Przystrzyżone drzewa. Czerwony dywan. Wielki amerykański show. Nie poświęcam mu swojej energii. Widzę rodziców. Są jak żywi. Chcą, żebym z nimi poszedł. Cieszą się, że do nich dołączyłem. Kochają mnie. Odchodzę. Jeśli to oni później ich odszukam. Jestem energią. Nieśmiertelną duszą. Oni też. Mam czas, chociaż on nie istnieje. Teraz ja decyduję. Nie dam się zwieść, dopóki nie dowiem się, o co chodzi.
Spotykam istotę. Ma postać człowieka. Jest mądra. Widać, że ma ziemskie doświadczenia. Pokazuje mi moje życie. Smutne chwile. Płaczemy. Szczęśliwe chwile. Śmiejemy się. Wzruszamy się. Jest jak w kalejdoskopie emocji. Mam wrócić na ziemię. Odpracować karmę. Odmawiam. Nie poświęcam jej swojej energii. Znika. Jestem świadomością. Skupiam się na percepcji. Szukam. Czuję energię. W ziemskim ciele powiedziałbym, że serce wibruje radośnie. Jest tak przyjemnie. Znowu przez pryzmat ziemskich doświadczeń porównam to do orgazmu. Takiego, który trwa i trwa i trwa. I jest wielki. I tak razy milion. Podążam za tą energią. Chociaż słowo podążam, brzmi jakoś dziwnie w świecie, gdzie znana nam fizyka nie istnieje. Gdzie nie ma czasu ani odległości. Ludzki język jest zbyt ubogi, żeby oddać ten stan.
Znajduję Ją. Moją duszę. Łączymy się. Jestem Nią, a Ona jest mną. Jesteśmy Jednym. Moja świadomość rośnie. Fragmenty wszystkich moich (nie)ziemskich doświadczeń wskakują na swoje miejsce. Wiem już wszystko i nie wiem nic. Ruszam w kolejną podróż w nieznane. Wybieram świat bez dualizmu. Bez dobra i zła. Czy są takie? Kiedyś się dowiem. Czas nie istnieje.
Moje ciało jeszcze nie umarło. Wciąż szukam. Poszerzam swoją świadomości. Cieszę się pięknem tego świata. Ubolewam nad jego brzydotą. Słucham istot o słowach pełnych miłości a sercach pełnych złości. Odczuwam strach. Wykorzystuję go, żeby się go pozbyć. Odczuwam wdzięczność. Wykorzystuję ją, żeby ją wzmocnić. Odczuwam miłość. Wykorzystuję ją, żeby się jej nauczyć. Zbieram mozolnie okruchy doświadczeń, które pozwolą mi zostać podróżnikiem po (za)światach. Bo tym właśnie jestem tu i teraz. Podróżnikiem po (za)światach, bo czas nie istnieje.