Głodówki – ach, te ekscytujące przygody z wilkiem w brzuchu i zgrzytającymi zębami. Kto by pomyślał, że dobrowolne wchodzenie w stan, w którym głowa przypomina głośnik na pełnym regulatorze, a kiszki uskuteczniają symfonię marszów żałobnych, mogłoby mieć swoje miejsce w filozofii zdrowego życia? Przyznaję, błądziłem niegdyś w oparach głodówkowych uniesień – błądziłem, ze względu na moją wagę, rzecz jasna.
To, co miało być subtelnym pozbywaniem kilogramów, zamieniło się w pole bitwy z własnym ja. Podświadomość – ta szepcząca natrętnie część umysłu, która zawsze wie lepiej – po kilku dniach już nie szeptała. Wrzeszczała: „Oszalałeś?!” – i miała rację. Bo czy naprawdę warto pozbawiać się tego, co definiuje naszą egzystencję? Niestety jest mnóstwo pojebusów, którzy zalecają ekstremalnie długie głodówki dla zdrowotności. To jednak nie najlepszy pomysł na redukcję masy ciała i oczyszczenie organizmu z toksyn.
Niestety, zamiast zdrowia, przynoszą one rozregulowaną gospodarkę hormonalną, osłabienie i dezorientację. Zamiast oczyszczenia – wyniszczenie. Kiedyś trafił do mnie patient (protekcja siostry) z zaawansowanym nowotworem. Wyglądał jak nieboszczyk, przeraźliwie chudy, skóra prawie biała, oczodoły sine. Gdy zacząłem mu opowiadać o metodach, które zalecam, przerwał mi i powiedział, że on będzie trzymał się swojego sposobu, który mu ktoś zalecił i ZAGŁODZI RAKA. Dlatego przeprosił za to, że zabrał mi czas i wyszedł. Nie muszę dodawać, że naprawdę zagłodził raka. Na śmierć, bo wkrótce zmarł!
Ale nie wyciągajcie z tego wniosku, że każda głodówka to zło wcielone. Wprost przeciwnie! Jest jak ostrze brzytwy – używana z rozwagą, może przynieść korzyści. Głodówka jednodniowa to mała rewolucja dla organizmu – reset systemu, który wprowadza ciało w stan chwilowego, lecz zbawiennego stresu. Wpływa niezwykle korzystnie na poprawę profilu lipidowego, obniża stężenie wolnych kwasów tłuszczowych i trójglicerydów! Raz na jakiś czas – proszę bardzo. Kiedyś robiłem ją w każdy poniedziałek.
A co z modnym ostatnio postem przerywanym, czyli jedzeniem w okienku ośmiu godzin i poszczenia podczas szesnastu? Powiem tak: organizm to sprytny stwór, przyzwyczaja się do różnych rzeczy, więc to raczej kwestia dyscypliny niż cudotwórczych efektów. Mnie służy, ale to tylko jeden z wielu elementów mojej prozdrowotnej układanki. Czuję się z tym świetnie, ale nie wiem, czy to zasługa postu przerywanego. Przy tylu innych prozdrowotnych narzędziach, jakie stosuję? Tak czy siak, polecam zarówno jednodniowy post jak i post przerwany, ale uwaga: kiedy spróbujesz, wsłuchaj się w swój organizm, czy mu to naprawdę odpowiada.
p.s.
O wielu innych prozdrowotnych narzędziach będę opowiadał jutro „na żywo” w Ślesinie, na zlocie u Siewców Prawdy. Zapraszam.