Po raz kolejny muszę jasno sprecyzować, na czym polegają moje sesje hipnoterapii, aby uciąć beznadziejne telefony, jakie odbieram. Które telefony nazywam beznadziejnymi? Te od ludzi, którzy oczekują spotkania z uzdrowicielem cudotwórcą! Jeszcze raz zatem podkreślam, że nigdy nie uzdrowiłem ani jednej osoby! Za to byłem świadkiem wielu samo uzdrowień! Uzdrawiają się sami patientci stosując się do moich wskazówek i niejednokrotnie wychodzą z bardzo ciężkich, wręcz beznadziejnych przypadków. Ale to zasługa ich ciężkiej pracy z własnym ciałem i własną podświadomością.
Zawsze na pierwszej sesji pytam, czy patient wybiera terapię lajtową, czy hardkorową! Większość patientów wybiera tę drugą opcję, a potem wymięka. Wymięka, bo ta druga wersja wymaga pełnej koncentracji i wysiłku przez pełne 28 dni. W tym czasie gruntownie oczyszczamy ciało i podświadomość. Efekty są fantastyczne jeśli nie robimy tego na pół gwizdka. Ale gdy patient nie jest w stanie poświecić dwóch godzin rano i godzinkę wieczorem wyłącznie dla siebie, nie powinien decydować się na tę terapię.
Moja terapia to jedynie Pikuś w porównaniu z terapią dr Morita, która ma cztery etapy. W pierwszym etapie patient jest izolowany w pokoju, bez telefonu, komputera, telewizji, książek, rodziny, przyjaciół – zero kontaktu ze światem zewnętrznym. Przez pięć do siedmiu dni ma tylko leżeć w ciszy, patrzeć w sufit i odpoczywać. W drugim etapie, który trwa tyle samo, patient zaczyna coś robić, ale wciąż w absolutnej ciszy. Na przykład pisze dziennik, w którym zapisuje swoje myśli i uczucia albo maluje. Wprowadza mu się także ćwiczenia oddechowe, może wyjść na spacer, ale bez żadnego kontaktu z innymi ludźmi.
Trzeci etap to terapia zajęciowa, która wymaga fizycznego wysiłku. Rąbanie drewna, sianokosy, przekopywanie ogródka itd. Teraz patient nie jest już sam, pracuje w grupie. Może się nawet odezwać do innego patienta, ale chodzi tylko o krótkie zdania związane z wykonywaniem czynności w rodzaju: podaj grabie, zaczynamy nową grządkę, gdzie jest paliwo do kosiarki… Dopiero w czwartym etapie następuje powrót pacjenta do realnego życia. Ponownie wchodzi w społeczne życie, ale utrzymuje praktyki wypracowane podczas leczenia – medytacje, terapie zajęciowe itp. Efekty ponoć są fantastyczne, a pacjent znów wchodzi do społeczeństwa jako nowa osoba, z poczuciem celu i bez ulegania kontroli ze strony środowiska, w którym żyje.
Bez fałszywej skromności mogę stwierdzić, że po moich czterech sesjach hipnoterapii uczciwie pracujący nad sobą patient osiąga to samo. 28 dni wystarczają, aby narodził się ktoś nowy, nieobciążony starymi nawykami, przekonaniami i chorobami. Sami przyznacie, że moja hardkorowa terapia w porównaniu z terapią dr. Morita jest w zasadzie terapią lajtową. I jest skuteczna, o ile dotyczy patienta, który naprawdę chce zmienić wszystko w swoim życiu, a nie tylko zlikwidować jakąś dokuczliwą dysfunkcję. Niestety niektórym nie chce się zmienić nawet majtek i tacy jednak powinni pojechać do Japonii do dr. Morita.