Wiem, że jesteś człowiekiem szlachetnym, wiem, że codziennie medytujesz i tworzysz mentalnie piękny, sprawiedliwy, pełen miłości świat. Ja robię tak samo i wielu podobnych do nas. Ale polska rzeczywistość wokół nas jest coraz gorsza, pełna okrucieństwa i niesprawiedliwości. Mógłbyś to wytłumaczyć w jakiś racjonalny sposób? – to fragment maila od Ani. Musiałem się nad nim trochę zastanowić, bo nie wiem, co dla Ani jest racjonalne, a co nie.
Wszyscy zapewne słyszeli, a więc zapewne i Ania, o polach morficznych albo morfogenetycznych nazywanych również egragorami. Zobaczyć tego nie można, nie można również dotknąć, a jednak mają ogromny wpływ na naszą rzeczywistość. To dzięki nim przekazywane są wzorce i informacje między jednostkami danego gatunku, a więc pomiędzy ludźmi także. Naukowcy nazwali to zjawisko rezonansem morficznym.
Okultyści wiedzieli o tych polach dużo wcześniej i próbowali na nie wpłynąć poprzez medytacje, chociażby, aby zmieniać świadomość ogółu. Egragory przecież wciąż się tworzą jako byty energetyczne, które powstają w wyniku wspólnych myśli, emocji i intencji jakiejś grupy np. narodu. W ten sposób pojawiają się formy zbiorowej pamięci narodowej czy świadomości wierzących. Chrześcijanie mają swoje egragory, muzułmanie swoje, płaskoziemcy swoje, kulistoziemcy swoje itd.
Najłatwiej spostrzec działanie takich egragorów podczas meczu, kiedy to na stadionie mamy kilka tysięcy kibiców. Albo podczas koncertów, gdy jeden Dawid Podsiadło jest w stanie porwać kilkutysięczny tłum widzów! A jakie potężne egragory tworzą się podczas wieców politycznych! Wtedy uczestnicy otwierają swoje umysły i ustawiają się w superpozycji kwantowej, dopuszczając do siebie wszystkie sugerowane prawdy i przyjmując wszystkie nie swoje wartości.
W ten sposób mógłbym wytłumaczyć brak widocznych efektów naszych medytacji. Jest nas po prostu za mało. Nasze pragnienia i energia miłości ginie w ogromnej masie energii chamstwa, wściekłości, agresji i przemocy. Co prawda ludzi dobrej woli jest coraz więcej, ale wciąż za mało do wytworzenia narodowego pola morficznego wypełnionego miłością i uczciwością. Ale w zupełności wystarcza do wytworzenia swojego małego egragorka obejmującego osobistą przestrzeń wokół medytującego. Mówi to ci coś, Aniu?
p.s.
Wracam do mojego zbioru piosenek biesiadnych i zapraszam tych, którym te klimaty tkwią na dnie serca. Z Kaziem Mazurem, słynnym Tomaszkiem z arcydzieła filmowego „Noce i dnie” Jerzego Antczaka poznaliśmy się na planie filmowym jakiegoś serialu i od razu się polubiliśmy. Któregoś dnia Kazio poprosił mnie o piosenkę, która w sposób lekki opowiadałaby o stosunkach ojca z synem. I tak powstała ta piosenka, bo akurat wtedy nagrywałem piosenki biesiadne. W wykonaniu Kazia jej nie słyszałem, ale włączyłem ją do swojego zbioru. Niech będzie hołdem dla fantastycznego kumpla z planu, którego już od kilku lat nie ma z nami. TATO, TATO