Pozwalam sobie na kontynuację tematu z ubiegłego piątku, bo powrót do metod znanych w medycynie od tysiącleci, wcale nie musi być regresem. Gdybyśmy rozwijali ziołolecznictwo, najprawdopodobniej już dawno poradzilibyśmy sobie z chorobami przewlekłymi, bo współczesna medycyna nie radzi sobie z nimi absolutnie. To, co dziś wydaje się na pierwszy rzut oka ciemnotą, można przecież zinterpretować inaczej w świetle współczesnej wiedzy. W średniowieczu tłumaczono np. że źródłem każdej choroby jest szatan, a więc najważniejszym zadaniem było pozbycie się tej diabelskiej klątwy.
Dziś wiemy już jak ogromną rolę w uzdrawianiu gra stan psychiczny pacjenta. Medycyna holistyczna traktuje pacjenta całościowo i lekarz holistyczny nie zapyta pacjenta na dzień dobry o jego wyniki z laboratorium. Pierwszym pytaniem będzie, jak się pacjent czuje, a potem zaczną wspólnie szukać przyczyny choroby, która najczęściej tkwi w psyche, bo jakaś trauma zaklinowała się podświadomości. Jeśli tę traumę potraktujemy tak jak kiedyś średniowieczni medycy, czyli „dzieło szatana” a dziś jako „problem duchowy”, bardzo często następuje trwałe uzdrowienie.
Nie zapominajmy też, że ludzkość od wieków posługuje się morfiną, a już przed naszą erą przeprowadzano trepanacje czaszki czy cesarskie cięcia. Nie musimy wracać do upuszczania krwi, chociaż oficjalna średniowieczna medycyna za żadne skarby nie chciała z tego zabiegu zrezygnować, a medyków, którzy nie stosowali upuszczania krwi, pozbawiono wykonywania zawodu. Oficjalna medycyna, jak najbardziej naukowa, nie raz i nie dwa myliła się i z uporem stosowała „lekarstwa”, które zabijały pacjentów, np. rtęć! I tak jest do dziś, nie bójmy się tego powiedzieć.
A niektórych ziół nie można wymienić na syntetyki z Big Farmy. Moc zwykłej „naparstnicy” jest nie do zastąpienia, chociaż robi się to konsekwentnie i uporczywie. A piołun? Jego moc jest porażająca, więc współcześni profesorowie wydali wyrok i ogłosili, że alkaloidy są trujące dla zdrowia więc wszystko, co je zawiera, jest trucizną. A piołun zawiera i takich roślin jest sporo, więc zanosi się na zakaz zbierania i uprawy ziół, tak jak to zrobiono z niezwykle prozdrowotnymi konopiami czy makiem. Coraz częściej podnoszą się jednak głosy zbuntowanych lekarzy, którzy protestują przeciwko narzucanych przez Big Farmę metod.
Na terenie stanu Gudżarat w Indiach powstało Globalne Centrum Medycyny Tradycyjnej WHO. Tak, tego samego WHO, co do którego mamy coraz więcej wątpliwości. Kosztowało 250 milionów dolarów i ma udowodnić, że medycyna tradycyjna ma zdolność do zmiany reguł gry dla zdrowia i opierając się na dowodach, będzie promować homeopatię, osteopatię, naturopatię i ziołolecznictwo. Mają także opracować sposoby integracji medycyny tradycyjnej z zachodnią medycyną konwencjonalną! Mnie to osobiście cieszy, ale budzi też mój sceptycyzm, bo przypomina sytuację, gdy wilki chcą zmodernizować zagrodę dla owiec. Dla dobra owiec rzecz jasna!
p.s.
„Demokracja nie polega na przyzwoleniu na zło, nawet najmniejsze, bo ono zawsze może nie wiadomo kiedy urosnąć” – powiedział Marek Edelman, więc nasz piękny, słoneczny wrzesień kończę rolką o demokracji właśnie: PO CO KOMU DEMOKRACJA?