Pod jednym ze sklepów zauważyłem kiedyś piętrowo ustawione zgrzewki wody mineralnej w plastikowych butelkach. To była południowa, nasłoneczniona ściana, skwar niemiłosierny! A ze sklepu wychodzili ludzie z tymi samymi butelkami, tyle że już schłodzonymi w sklepowych chłodziarkach. Wydawało mi się, że już każdy o inteligencji odrobinę większej od taboretu doskonale wie, że wysoka temperatura wywołuje toksyczną reakcję w plastikowej butelce! Większość z nich jest zrobiona z politereftalanu etylenu (PET) i pod wpływem działania wysokiej temperatury wydzielają się z niej niebezpieczne związki chemiczne takie jak bisfenol, antymony, aldehydy itp.
Nikomu nie zależy na naszym zdrowiu, sami musimy o to dbać i dlatego nigdy nie zostawiajmy plastikowej butelki z wodą na słońcu. Promienie słoneczne i wysoka temperatura rozpuszczają kolejno powłoki butelki, a chemikalia trafiają do wody. Nie widać tego gołym okiem, ale niebezpieczne związki chemiczne z każdym łykiem trafiają do naszego organizmu i robią w nim niezły kipisz. Chyba że za nic sobie macie zaburzenia hormonalne, nadpobudliwość, otyłość, choroby serca i układu krążenia, astmę, cukrzycę czy raka, bo źródłem tego wszystkiego może być ciepła woda z plastikowych butelek. Dlatego nigdy nie zostawiajmy takich butelek na słońcu, a najlepiej z nich zrezygnujmy na rzecz zwyklej wody z kranu.
Krajowa Rada Ochrony Zasobów Naturalnych USA przez cztery lata robiła badania takiej butelkowanej wody. I okazało się, że co najmniej 25% wód stołowych to nic innego, jak butelkowana woda z kranu, niektóra z nich uszlachetniona jakimiś dodatkami. Wydano nawet oświadczanie: Dokładny przegląd norm zawartości zanieczyszczeń chemicznych wykazał, że normy jakościowe wody stołowej są takie same jak normy wody pitnej w sieci wodociągowej. To oczywiste, że natychmiast nasuwa się pytanie jak to jest w naszym ukochanym i umiłowanym kraju.
W gazecie „Dziennik Polski” ukazała się informacja, że spośród dwustu marek wód mineralnych dostępnych w polskich sklepach, prawdziwa woda mineralna jest w trzydziestu! Pozostałe sto siedemdziesiąt nie różni się niczym od wody z kranu! Wielu uczciwych naukowców twierdzi nawet, że woda z butelki jest gorsza od wody z kranu! Chociażby dlatego, że taka woda badana jest mniej rygorystycznie jeśli chodzi o poziom zanieczyszczeń niż woda wodociągowa. Wytwórnie wykonują np. testy na zawartość bakterii Coli pochodzenia fekalnego raz na tydzień, a woda w sieci miejskiej musi być badana co najmniej 100 razy w miesiącu!
Warto zatem pochylić się nad tym problem i jeśli już wybieramy wodę mineralną – to w szklanych butelkach! Natomiast wybór „plastikowa czy kranówa” to kwestia kasy, bo za tę pierwszą zapłacimy od kilkuset do kilku tysięcy procent drożej. Nie chodzi jednak tylko o kasę, bardziej o wątrobę. To oczywiste, że kranówę warto najpierw przepuścić przez filtr, który uwalnia ją od chloru i cząstek metali z instalacji wodociągowych, dodać cytrynkę, troszkę mięty, nać pietruszki i zapomnieć raz na zawsze, że istnieje coś takiego jak zdrowa woda w plastikowych butelkach.
p.s.
Do życzeń pięknego, ostatniego już lipcowego weekendu dołączam rolkę FALSYFIKATY, której mottem jest cytat z Mniszkówny: Nie wedle oprawy sądzi się drogi kamień, lecz wedle prawdziwej wartości. I w złocie znajdują się falsyfikaty.