Zapewne widzieliście to żałobne widowisko z Rzymu, które miało być emanacją skromności zmarłego szefa mafii watykańskiej, czule nazywanego ojcem świętym. Skromność, jakże by inaczej, polegała na tym, że najpierw wystawiano jego ciało na pokaz, a potem wleczono je na lawecie po ulicach Rzymu. Aby godnie uczcić zmarłego Capomandamento, z całego świata zjechało się mnóstwo regionalnych bossów różnych politycznych i kościelnych mafii. Zużyto hektolitry paliwa do odrzutowców, tony wykwintnych potraw, a w podzięce zostawiono równie imponujące ilości moczu i kału.
Już niedługo, z równą chrześcijańską skromnością, ci sami bossowie będą witać nowego Capomandamento. Wybaczcie mi tę ironię – jej źródłem nie jest sama postać Franciszka. Owszem okazał się moim największym rozczarowaniem, ale jeszcze wtedy miałem jakieś nadzieje w związku z jego pontyfikatem. Dziś wiem już, że ta mafijna instytucja jest niereformowalna. Ale to w niczym nie przeszkadza tysiącom pogrążonych w żalu owieczek, które szły za trumną z takim głębokim żalem, jakby właśnie w niej leżał sam Jezus.
Szczerze mówiąc, zazdroszczę im tej wiary. Pamiętam ze szkoły, że wiary nie można wypracować, nauczyć się jej, lub wyćwiczyć. To podobno akt łaski od Boga. Mnie akurat tej łaski odmówił. A byłoby cudownie – wierzyć jak te tysiące żałobników. Proszę, odróżnijcie jednak prawdziwych żałobników od tych fałszywych: prezydentów, premierów, marszałków, co przyjechali do Rzymu z obowiązku. Myślę o tych maluczkich, pokornych owieczkach, które całym sercem wierzą w hipokryzję Kościoła.
Zazdroszczę im, że idą na mszę i modlą się z pełną wiarą – o cokolwiek. Modlą się, i często to coś otrzymują. Na przykład mały biały domek na wsi. „Boże Wszechmogący, wybuduj mi biały, mały domek na wsi, bo o nim marzę. Nie wiem, jak to zrobisz, ale ja tego chcę!” – i On wierzy, że dostanie ten dom! Nie dopuszcza do siebie myśli, iż mogłoby być inaczej. I bardzo często taki domek będzie miał!
Pewnie, że Wszechmogący nawet nie kiwnął palcem u nogi w tej sprawie – więc jak to możliwe? Ano, dokładnie tak, jak wtedy, gdy zmieniamy świadomie ścieżkę kwantową, na której ten mały domek już na nas czeka. Prosił, prosił – i uprosił! Ale z jaką WIARĄ prosił! Bo w pracy z polem kwantowym potrzebne jest jedno: PRZEKONANIE, że ten domek już istnieje i tylko czeka, aż go znajdziemy. Kiedy wiara parafialnych owieczek staje się takim przekonaniem, następuje fluktuacja kwantowa – a potem materializacja. I to nie jest żaden cud. To jest naturalne prawo Wszechświata.