Gdy obserwuję naszą smutną covidową rzeczywistość, mam wrażenie graniczące z pewnością, że wokół nas jest coraz mniej miłości i zaufania. Media oszukują w sposób jawny, redaktorzy patrząc nam prosto w oczy manipulują faktami, politycy bez najmniejszego zażenowania odwracają kota ogonem, biskupi zachowują się jak złodzieje złapani na kradzieży portmonetki, króluje kłamstwo i konfabulacja. A przecież podobno na Ziemię schodzą żeńskie energie bezwarunkowej miłości o wysokich wibracjach! I to Wam się zgadza?
Bo mnie tak. To właśnie dziś, w takich obrzydliwych okolicznościach powinniśmy zastanowić się, czy kochamy innych ludzi i w jaki sposób kochamy, jak się troszczymy o nich, czy dzielimy się z nimi radością i smutkiem. To nie są banalne pytania, bo stan naszego zdrowia fizycznego i psychicznego zależy od tych odpowiedzi. Łatwe to nie jest, bo władza robi wszystko, żeby nas podzielić i odizolować. Ludzie naprawdę przestali się spotykać, nawet rodzinnie, owładnięci strachem przed wirusem. Z przekazów naszych ojców i dziadków wiemy, że w czasie wojny za drobne wyrażenie sprzeciwu przeciw okupantowi groziła śmierć od kuli a mimo to ludzie uprawiali kontrabandę i spotykali się podnosząc się wzajemnie na duchu. A dziś?
Dziś nikt nikogo nie podnosi na duchu, z każdej strony nas straszą i jedyne co słyszmy to – będzie jeszcze gorzej! Niezwykle szybko uwierzyliśmy, że jesteśmy ofiarami i konsekwentnie zachowujemy się jak ofiary. Tylko dlatego, że oddaliśmy swoją moc tym którzy ją chętnie wzięli. Najpierw wmówili nam, że my nic nie potrafimy i na niczym się nie znamy, dlatego rządzenie naszym pięknym krajem oddaliśmy w ręce polityków. O demokracji bezpośredniej nasze społeczeństwo nie chce słyszeć, bo jest ofiarą polityków, których samo wybrało w niedemokratycznych i naciąganych wyborach.
Ogromną moc własnego ducha oddaliśmy Kościołowi, bo przecież my nie potrafimy rozmawiać z Bogiem. Od tego jest pośrednik, kapłan! Tylko on może nas ochrzcić, namaścić, okadzić i przekazać naszą pokorną prośbę Bogu, za mniej lub bardziej wygórowaną opłatą, rzecz jasna, którą nazwali ofiarą. Ofiara składa ofiarę – to byłoby nawet śmieszne, gdyby nie było żałosne! Kiedy wreszcie poczujecie się prawdziwymi córkami i synami Boga, o czym cynicznie zapewnia nas Kościół? Czy musicie oddawać swoją moc facetowi w sukience, bo sami nie jesteście w stanie porozmawiać z własnym ojcem, który Was kocha?
A co ze zdrowiem? Komu oddaliśmy moc zarządzania swoim zdrowiem? Medycynie! Oni też chętnie wzięli to na siebie, bo przecież my się na zdrowiu nie znamy a oni są fachowcami! Czy aby na pewno? Co jeszcze trzeba pokazać w telewizji, żebyśmy doszli do innego wniosku? Mało jeszcze ludzi umierających w domu, bo karetka nie dojechała? Mało umierających w karetce – bo dojechała? Nie na koronowirusa, tylko na raka, serce, wątrobę… Medycyna rzęzi w konwulsjach i gdzie może konwulsyjnie przystawia pieczątkę covid, covid, covid… Wczoraj miałem zażartą dyskusję z pewnym lekarzem… Sorry, znowu się rozpisałem, dokończę zatem jutro, bo przekaz jest tego wart!