Przypuszczam, że nie ma ani jednego czytelnika interesującego się zdrowiem, który nie wie, czym jest placebo. Tak, to najsilniejsze lekarstwo, jakie istnieje na wszystkie choroby! Nie każdy jednak wie, że podobną moc ma również nocebo! Nocebo to nazwa łacińska, którą można przetłumaczyć „będę szkodzić” i dotyczy każdego, kto ma przekonanie, że coś mu zaszkodzi. To może być jedzenie czy jakiś specyfik, ale równie dobrze urok, który ktoś może rzucić. Na tej zasadzie działają przecież słynne zaklęcia wudu. Clifton Meador miał taki przypadek z pewnym nieszczęśnikiem z Alabamy, na którego taką klątwę rzucono.
Opisywałem ten przypadek w jednej z moich książek, mimo to przypomnę Państwu. Otóż ten człowiek był przekonany, że na niego rzucono klątwę wudu i rzeczywiście zaczął chorować, nie mógł jeść, wychudł i był już bliski śmierci gdy trafił do Cliftona. Żadne leki nie skutkowały, a gdy pacjent w zasadzie był umierający, lekarz mu powiedział, co tak naprawdę szaman zrobił. Otóż sprawił, że w jego żołądku wykluła się jaszczurka, która go wykańcza. Teraz przy pomocy zaklętej mikstury on usunie mu tę jaszczurkę. Kłamał jak z nut i podał mu silny środek wymiotny, po czym wrzucił do wymiocin jaszczurkę, którą miał ukrytą w torbie. Gdy pacjent zobaczył tę jaszczurkę, zaczął prawie natychmiast przychodzić do zdrowia.
Tak to właśnie działa, jaszczurka spełniła rolę placebo, a klątwa szamana – nocebo. Aby znaleźć się w roli umierającego pacjenta, wcale nie musi na nas rzucać klątwę jakiś szaman, wystarczy, że zrobi to pan doktor w białym fartuchu. Im lekarz sławniejszy tym nocebo działa silniej. Takim nocebo jest np. taka diagnoza: ma pan raka i sześć miesięcy życia. Jeśli przyjmiesz to nocebo do serca – umrzesz! Istnieje kilka udokumentowanych precedensów, gdy tego typu diagnozę otrzymał pacjent, który nie miał choroby nowotworowej, a diagnoza była zwykłą pomyłką. Gdy po pół roku zmarł, sekcja zwłok wykazała, że w jego ciele nie było żadnych komórek rakowych. A jednak zmarł! Taka jest przerażająca moc nocebo!
Mój sukces uzdrowienia z trzech, jak najbardziej zdiagnozowanych nowotworów to kategoryczne odrzucenie diagnozy. Nie udawane, ale prawdziwe przekonanie, że ja tych nowotworów nie mam. Po prostu. Moje wszystkie „zagrożone” miejsca wizualizowałem sobie jako całkowicie zdrowe, wypełnione białym leczniczym światłem i to wszystko. Stuprocentowa pewność – nic więcej! Dlatego też u wszystkich moich patientów staram się zaszczepić takie samo przekonanie: nie mam raka, Hashimoto, drażliwych jelit, depresji i każdej innej dolegliwości. To nie jest wcale takie proste, na szczęście używam potężnego narzędzia, jakim jest hipnoza, która bardzo często pomaga takie przekonanie u patienta wytworzyć.
Bardzo często, ale nie zawsze. Niektórzy nie są w stanie uwierzyć, że nie mają już problemu z tym czy tamtym, skoro mają w kieszeni diagnozę, prześwietlenia, rezonansy i analizy. Nocebo narzucone im przez medycynę konwencjonalną ma dla nich moc wyroku i… umierają. Natomiast ci, którzy uwierzą w możliwość pozbycia się problemu, wychodzą z choroby w rytmie salsy i żyją długo i szczęśliwie. Dlatego apeluję do wszystkich cierpiących, nie przyjmujcie do świadomości, że jesteście nieuleczalnie lub śmiertelnie chorzy, bo zawsze mogło dojść do pomyłki lekarskiej, zaniedbania, uszkodzenia aparatury diagnostycznej lub wręcz nieudolności, niechlujstwa lub partactwa ze strony lekarza. Zanim zaczniecie martwić się diagnozą lekarską, obejrzyjcie sobie ten tragicznie śmieszny filmik o służbie zdrowia. Bardzo proszę!