Znakomita większość z nas nosi na głowie taki rodzaj ciężkiego, średniowiecznego hełmu którego jeden bok stanowią zakazy, drugiego nakazy a tył – brak akceptacji siebie. Nie darmo mówi się, że jesteśmy nie wystarczająco dobrzy. Mamy to wszyscy gdzieś z tyłu głowy. Zamiast zaakceptować siebie takimi jakimi jesteśmy wciąż staramy się poprawiać. I nie chodzi mi o zdobywanie wiedzy czy poszerzanie swoich poglądów ale poprawianie swojego wizerunku.
Kobiety robią to perfekcyjnie – to stereotyp, który obowiązuje od wieków ale jak każdy stereotyp nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Owszem, dotyczy to pewnej grupy wypindrzonych kobiet ale równie dobrze dotyka wypindrzonych mężczyzn. Przykładem niech będzie Michał Szpak, którego jestem fanem, bo to niezwykle utalentowany młody człowiek i wcale nie taki głupi na jakiego wygląda. Szkoda, że tak dużo uwagi poświęca temu jak wygląda a nie temu co myśli.
Kiedyś artyści potrafili demonstrować swój zdrowy stosunek do rzeczywistości, ale teraz jakoś tego nie widać. Znacie kogoś takiego, kto wypowiedziałby się w opozycji do obowiązującego wzorca o obecnej plandemii? Że to zwykła ściema i robienie ludziom wody z mózgu? Jedna Edyta Górniak nie czyni wiosny! Za swoje odważne wypowiedzi zebrała zresztą tyle niezasłużonego hejtu, że inni zwinęli się w kłębek i swoją odwagę demonstrują zakładając wyzywające ciuchy od czapy i nic więcej. Ale odszpakujmy się od artystów bo ten problem dotyczy każdego.
Kiedy wreszcie dojdzie, że każdy z nas jest wyjątkowy, oryginalny i niepowtarzalny, bo jedyny we Wszechświecie, albo we wszystkich Wszechświatach, jeśli jesteśmy wyznawcami koncepcji Wieloświatów? Nie musimy stroić się w modne piórka żeby swoją wyjątkowość ukryć. Znam wielu naprawdę wartościowych ludzi, którzy przy każdej okazji podkreślają, że się nie liczą bo nie są erudytami, bo mało wiedzą, bo się wstydzą a ich głównym hasłem jest: ja tu tylko sprzątam. Jeśli ktoś uważa, że taka nadmierna skromność nie wzbudzi zainteresowania energii wyrównujących (opisałem to w detalach w „Popierdywaniu metafizyką”) jest w mylnym błędzie i to jeszcze jakim!
Jakoś tak się porobiło, że moim rodakom imponują celebryci, bo życie celebrytów jest ekscytujące a ich szare i nic nie mogą z tym zrobić. Chodzą ze spuszczoną głową i co najwyżej modlą się, żeby Bóg dał im siłę, aby to wszystko wytrzymać. Mam nadzieję, że żaden z czytelników tej strony nie wierzy w takie bzdety, przecież gdyby tak było nie zaglądalibyście tu, bo i po co? We wszystkich moich książkach zapewniam, że jesteśmy w stanie wykreować szczęśliwe życie jeśli zaakceptujemy siebie ze WSZYSTKIMI swoimi wadami i zaletami, WSZYSTKO sobie wybaczymy i zrozumiemy, że tak naprawdę NICZEGO nam nie brakuje, żeby być szczęśliwym. I są tacy, którzy konsekwentnie wędrują moją ścieżką (od czerwonej książki, poprzez pomarańczową, żółtą aż do zielonej) i, jak piszą w mailach, uczucie miłości do samego siebie zagościło na stałe w ich sercach.