NIE KOCHASZ SIEBIE? TO TEŻ STRATEGIA, TYLKO CZY NA PEWNO DOBRA?

Żadna droga w moim życiu nie była tak długa jak ta, która miała mnie zaprowadzić do mnie samej. – Alice Miller.

Z cyklu: Pokochać siebie (29)

Jeszcze kilka uwag na temat pseudo korzyści, jakie możesz mieć, gdy nie kochasz siebie. Kiedyś sądziłem, że największym problemem współczesnego człowieka jest brak pieniędzy, seksu albo chociażby parkingu pod domem. Dziś wiem, że to bzdura. Największym dramatem naszych czasów jest to, że ludzie nie kochają siebie. I nie chodzi tu o egotyczne dmuchanie w balonik, tylko o zwykłe, ciepłe „lubię cię, człowieku” rzucone w lustrze przy porannym goleniu albo myciu zębów.

Ale nie. My wolimy cierpieć w milczeniu i pobierać z tego ciche dywidendy. Bo jeśli siebie nie kochasz, to masz spokój. Nic nie musisz. Nikt nie wymaga, byś był szczęśliwszy, mądrzejszy, bardziej kolorowy. Przecież ty „masz depresję”, „jesteś rozbity”, „szukasz siebie”. Brzmi szlachetnie? Możesz zostać w piżamie do południa, a jak dobrze pójdzie — nikt nie zapyta, czemu nie zrobiłeś jeszcze nic ze swoim życiem. Przecież zranione dusze nie chodzą na fitness, tylko do terapeuty! Najlepiej trzy razy w tygodniu, dla pewności.

I masz jeszcze ten cudowny pakiet benefitów: litość. Błyszczy jak holograficzna karta lojalnościowa. Daje dostęp do głaskania po głowie, słów: „będzie dobrze” i zerowej presji. I zawsze ktoś winny się znajdzie — rodzice, system, były chłopak, ta psorka z matematyki w liceum. Można ich rozstawić jak pionki w grze planszowej pod tytułem „moje życie się nie udało”.

A ty? Jesteś takim pasywnym graczem? Kibicem własnej porażki? Ale hej! Nie biczuj się teraz za to wszystko. To nie jest akt oskarżenia, tylko moment refleksji. Bo choć zrzucanie siebie z kanapy duchowej apatii jest trudne jak pierwszy dzień na siłowni po zimie, to jednak… nikt nie obiecał, że będzie lekko. A już na pewno nie twoja dusza, kiedy pakowała się do tej rzeczywistości 3D.

Jeśli dziś jeszcze jesteś w dole — gratuluję. Tak jest po prostu łatwiej. Ściągać siebie w dół niż pchać siebie w górę. Nie zapominaj jednak, że jedynym dowodem na to, że żyjesz, jest wzrost i rozwój, więc sabotowanie siebie jest chorym wyborem. A gratuluję, bo z dołu najlepiej widać, dokąd można się wspiąć. I tylko jedno pytanie warto sobie zadać przed snem: czy naprawdę chcesz resztę życia spędzić jako własna wersja beta? Czy wreszcie odważysz się kliknąć „aktualizuj”? Bo, uwierz mi, Twoje serce ma jeszcze całkiem niezły procesor.

Subscribe
Powiadom o
guest

8 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments