Nie wiem, czy możecie się podpisać pod moimi spostrzeżeniami, ale ja twierdzę, że nadszedł teraz czas dla fajterów, którzy doskonale się czują w walce, w każdej walce, wyborczej także. Nie używają intelektu, tylko serca właśnie, ale w ich sercu tylko mrok i nienawiść. Cel mają jasno określony, więc uruchamiają wszystkie najniższe emocje, chcąc zniszczyć przeciwnika. Z kolei ludzie wrażliwi, śniący o uczciwej Polsce tracą swój cel i dryfują bez żadnej intencji. Przestali już reagować na żenujące okoliczności i wypowiedzi innych, aby nie narazić się na hejt lub prześladowania, zgodne z prawem zresztą (casus Joanny z Krakowa, chociażby).
Rzeczywiście prawo uchwalane przez nasz Sejm przestało nas chronić (nas – zwykłych Kowalskich) i właściwie jest karykaturą prawa. Większość uchwał nie jest zgodna z konstytucją, poza tym są zawiłe, wewnętrznie sprzeczne, niechlujne, bo uchwalane w interesie Władzy i międzynarodowych koncernów prawniczych. Projekty uchwał przygotowują koniunkturaliści, więc interesy Polaków nie liczą się wobec interesów partyjnych. A przecież już od dawna wiemy, jak to się robi, bo już w 1919 roku utworzono Komisję Kodyfikacyjną Rzeczpospolitej Polskiej.
To Komisja Kodyfikacyjna przygotowywała dla Sejmu projekty Ustaw. Źródła pierworysu mogły być różne, ale ostateczny kształt projektów ustaw nadawała Komisja. Dlatego ustawy miały ręce i nogi! Nie trzeba było je nowelizować zaraz po uchwaleniu, bo Komisja składała się z sędziów, prokuratorów, adwokatów i pracowników naukowych wydziałów prawa wyższych uczelni! Wydaje mi się, że powrót do takiej komisji (już pojawiła się taka inicjatywa) nie jest złym pomysłem i powinien być wzięty pod uwagę po wyborach, bo teraz politycy mają ważniejsze zadania: jedni – jak zabić Tuska, drudzy – jak zabić Kaczyńskiego.
Jest, jak jest, ale to wcale nie znaczy, że ten stan rzeczy musimy akceptować. Zdecydowaliśmy się przyjść na Ziemię właśnie teraz, nie po to, żeby żyć w takim świecie, w jakim go zastaliśmy. Większość z nas zapewne już zaakceptowała cel naszego wcielenia, czyli rozwój duchowy. Czy zaakceptowali również to, że rozwój to zmiana tego wszystkiego, co zastaliśmy? Jeśli odejdziemy stąd tacy sami, jacy przyszliśmy na zasadzie: jakiego mnie Boże stworzyłeś, takiego mnie masz – to znaczy, że nasze życie było guzik warte! Zmarnowaliśmy go, bo zapomnieliśmy o naszym najważniejszym celu!
Wszyscy mamy ten sam cel, ale prawie osiem miliardów sposobów jego wyrażania. Każdy jest oryginalnym przejawem wiecznego życia, jedynym we Wszechświecie, więc kopiowanie innych poprzez utożsamianie się z Kościołem, partią, mafią itp. jest zdradą siebie. Naszym celem jest wyrażanie siebie w swój oryginalny sposób! Dlatego właśnie nie warto pytać, dlaczego mamy taki syf, jaki mamy, nie warto nawet walczyć ze sprawcami tego syfu, tylko zastanowić się co dobrego jest w świecie, czego jeszcze nie widzimy. Pomedytujmy albo zastanówmy się nad tym, aby usłyszeć cichy szept podświadomości i zaakceptować swój sposób reakcji. I nadejdzie wybudzenie, a nasze stare życie się rozpadnie! Zacznie się tworzyć inne, na wyższym poziomie! Ci, którzy znają moje życie z moich książek, doskonale wiedzą, że tak właśnie się stało!
p.s.
Kolejny suchar sprzed lat. W połowie lat dziewięćdziesiątych pojawiła się grupa młodych, prężnych, operatywnych ludzi skupionych wokół szefa TVP Wiesława Walendziaka. Byli kościółkowi i liberalni jednocześnie, odcinali się zarówno od prawicy jak i od lewicy. Mieli ambicje przeprowadzenia konserwatywnej rewolucji, ale skończyło się jak zawsze na kolesiostwie, nepotyzmie i układzikach. Nazwano ich pampersami i ta nazwa przylgnęła na jakiś czas do wszystkich młodych karierowiczów. Dziś już mało kto pamięta, kim byli PAMPERSI.