Dlaczego właściwie przyszliśmy na Ziemię i to akurat w wymiarze 3D? Przychodzi Wam czasami takie pytanie do głowy? Najczęściej kierujemy się wskazówkami, które czerpiemy z kultury, religii czy filozofii. Ale czy możemy być pewni, że trafiliśmy na właściwą odpowiedź? Cóż, w świecie pełnym tajemnic, nie ma pewności, ale ja przynajmniej jednego jestem pewien: każda inkarnacja wznosi nas na wyższy poziom, a w diabelnie trudnym wymiarze 3D mamy szczególną szansę na wzniesienie.
Każda inkarnacja to jakby nowy sezon serialu, w którym nasza postać rozwija się, uczy się na błędach i przekracza granice tego, co wydawało się nieosiągalne. Jesteśmy uczniami przemierzającymi od jednego etapu do drugiego, wcielającymi się w różne role, starając się osiągnąć poziom mistrza życia. Ale czy jest w tym wszystkim sens? Ja twierdzę, że tak, chociaż nie zawsze jest on oczywisty. Cel życia jest pewnego rodzaju szaradą, łamigłówką, zagadką której rozwiązanie dopiero po latach staje się jasne jak słońce.
Na tym etapie, na jakim jestem teraz twierdzę z całą pewnością, że chodzi o miłość, ale być może jest zupełnie inaczej i chodzi o coś zupełnie innego, co dopiero czeka, by zostać odkryte? Robię więc, co w mojej mocy, by jak najdłużej przebywać w energii bezwarunkowej miłości. Niestety, to nie jest łatwe w naszym trójwymiarowym labiryncie, w którym żyjemy. Często Polska wydaje się być jak wielkie puzzle, których części nie pasują do siebie. Sędzia szpiegiem, prezydent błaznem, rolnicy wyborcami swoich ciemiężców, nienawiść do wspólnoty europejskiej, o której marzyliśmy przez całą komunę itd.
Ale właśnie w tych paradoksach są wyzwania, w których tkwią największe możliwości rozwoju. Jak w grze komputerowej, gdzie przechodzenie poziomu po poziomie daje nam doświadczenie potrzebne do pokonania końcowego poziomu, tak i w życiu każde wyzwanie staje się okazją do nauki i wzrostu. Kiedy uczymy się kochać bezwarunkowo, nie tylko naszych bliskich, ale także cały świat, odkrywamy moc, która może przekształcić każde doświadczenie w coś pięknego i wartościowego. To taka gwarancja, że nawet jeśli czasami się potkniemy, nie zmarnujemy ani jednej chwili naszego wspaniałego spektaklu bieżącej inkarnacji.
Ja przyjmuję moją życiową rolę z gracją, odwagą i wdzięcznością i zachęcam Cię do tego samego! Szukaj sensu w każdej sytuacji, wznosząc się na wyższy poziom za każdym razem, gdy stajesz przed nowym wyzwaniem. Bo w końcu, czy nie o to właśnie chodzi w tym całym szaleństwie zwanym życiem?
p.s.
Kontynuując majowe piosenki o miłości, nie mogę nie przypomnieć właśnie tej. Takie piosenki były niezastąpione w dawnych czasach, na wszelkiego rodzaju prywatkach, potańcówkach, zabawach (dyskotek jeszcze nie było). „Przytulaniec” miał mieć tytuł „Zatańcz ze mną”, ale ten tytuł był już zajęty w ZAiKSie. A to jest piosenka autobiograficzna, chociaż gdy ją śpiewałem większość koleżanek aktorek, piosenkarek, sąsiadek i znajomych w wieku poborowym robiła maślane oczy i szeptała: dla mnie to napisałeś! A prawda jest taka, że opisałem w niej pierwsze spotkanie z moją małą żonką na balu andrzejkowym, kiedy to nie udało mi się z nią zatańczyć, a tak bardzo chciałem! Z powodu? Przedawkowanego alkoholu, żebyście sobie nie myśleli… Ech, ta durna młodość! Miałem szczęście, że jednak doszło do drugiego spotkania. PRZYTULANIEC