Monika Irsmanbet
Może to być piątek wenusjański, kobiecy albo piątek dla zdrowotności z panem Stasiem. Może to być też Wielki Piątek i misterium męki! Niektórzy przeżyją go zwyczajnie, inni niebywale radośnie (ja), a jeszcze inni zanurzą się w rozpaczy, smutku, melancholii, bólu, żałobie, cierpieniu. Część ludzi będzie jutro celebrować i medytować śmierć okrutną, tortury, upokorzenie, biczowanie, krzywdę, infamię. Religia to droga zguby i w niej „zbawienie przyszło przez krzyż. Ogromna to tajemnica”.
Potężni Bogowie są w gruncie rzeczy słabi i nie mając mocy kreacji, muszą posługiwać się nami. Dramat ten zaczął się jakieś 400 tysięcy lat temu wraz z przybyciem Bogów właśnie. Nastał okrutny świat pełen wojen, cierpienia i nienawiści. To nie jest świat ludzki, to nie jest świat kobiet, matek. To świat kreowany przez istoty nieludzkie. To złowroga i niecna gra Bogów. Ta gra to nauka kultów i czynności kultowych, to zanurzanie nas w bólu i męce. Na ten wyjątkowo krwawy dzień wybrali wiosnę. Czas, gdy nastaje odrodzenie, życie, radość, zieleń i zapachy. W tym właśnie czasie w nas tłoczy się przemoc, cierpienie, karę, winę. Śmierć. Nakazano nam celebrować okrutne, niepojęte cierpienie i mordowanie człowieka. Bezlitosna, szalona, nieubłagana kara i męka. Na polecenie najwyższego Boga, ojca i mężczyzny. Mój bóg to miłość i mój bóg nie morduje ludzi, nie morduje swoich dzieci, nie wyśmiewa, nie upokarza, nie odbiera godności. Bóg katolicki, Jahwe to okrucieństwo, piekielność, barbarzyństwo, nieubłaganie, zazdrość i wojna.
W tak pięknym czasie, tak wyjątkowym, tak wyczekanym po zimie, wchodzimy (nie ja) w kult cierpienia i śmierci. Na chwałę Jahwe i Marduka. Jakaż to musi być potężna kulminacja energii bólu, rozpaczy i upadku. To czyńcie na moją pamiątkę, grzmią kapłani, wkładając w usta Jezusa słowa i celebracje czegoś niebywałego. Nikt nie mówi nam, że to była Pascha, zwyczajne żydowskie święto i że Jezus nie nawoływał do spożywania Jego ciała i krwi na pamiątkę. Cóż za odwrócenie i zanurzenie nas w ciemnej energii. Cóż za pożywka dla Bogów. Żywiąc się tym strachem i bólem, poszcząc (na litość bogini) w ten dzień i zanurzając w śmierci, sami zmieniamy naszą krew, a co za tym idzie DNA. Podajemy na tacy siebie, aby po wszystkim, jak mówią kapłani iść w pokoju, bo ofiara spełniona.
To czyńcie na moją pamiątkę i tak czynią ludzie. W wielu, wielu miejscach Polski i świata padają na kolana lejąc łzy przed kapliczkami – stacjami tzw. Drogi Krzyżowej. Cóż za okrucieństwo, cóż za tytaniczna energia strachu, poniżenia i na końcu śmierci. Bijąc się w piersi, zaklinają się, że to „moja wina” i „Twoja, nie moja wola niech się dzieje”. Nie oglądam tych widowisk, wycia, zawodzenia i ran przeróżnych, ale czytałam, że ludzie Ci kończą po takiej akcji w najlepszym przypadku w szpitalu. Na litość bogini co z naszymi mózgami, gdzie się podziało myślenie własne, gdzie refleksja, gdzie uszy nasze? Głuche na krzyk matki natury? Ona woła do życia, ona czaruje magnolie, ona pokazuje, jak pięknie może być. Czy naprawdę można wierzyć w słowa ojca, który mówi „synu, no śmierć ciężka, ale zasiądziesz po prawicy”? Naprawdę? Panowie! Czy jesteście w stanie tak oddać swoje dziecko?
Moc kobiet w czasach przed chrześcijaństwem była potężna a one same jej świadome. Jesteśmy kapłankami, boginkami, mamy moc kreacji i wiru, który może zatrzymać matrix w jeden moment. Obudzone kobiety mogą to zrobić! W VIII, IX, X wieku na Jasnej Górze w Wielki Piątek zbierało się ok. 5 tysięcy kobiet i… tańczyły! Wirowały! Tworzyły potężne energie tańca radości, uwielbiając zmartwychwstanie właśnie. W Wielki Piątek! Nie śmierć, a zmartwychwstanie. Bo przecież nie chodzi tutaj o śmierć ciała, a ducha i o jego odrodzenie! Taniec zaczynały w Niedzielę Palmową, a w piątek było apogeum radości. Takiego piątku życzę jutro wszystkim. Radujmy się, a mury runą!
Monika Irsmanbet