Z cyklu: Pokochać siebie (12)
Mam wątpliwości, czy moje piątkowe posty docierają do tych, którzy naprawdę ich potrzebują. Do ludzi zagubionych, smutnych, walczących z codziennością. Oczywiście, to nie dotyczy Ewy, Mathildy, Moniki, Pauli, Ani, Klaudiusza, Leszka, Artura czy Daniela, nie mówiąc o Andrzeju nazywanym Andrew. Wymieniam tych najczęściej komentujących, bo Wasze wsparcie czuję od dawna i ogromnie doceniam. Mógłbym dodać do tej listy jeszcze kilkoro najwyżej. Ale wciąż brakuje tych, którym mógłbym otworzyć drzwi do nowego życia. Do ludzi, którzy gdzieś na dnie serca czują, że można żyć inaczej, lecz wciąż nie wiedzą, jak zrobić ten pierwszy krok.
Bo można. Można żyć inaczej, można wyjść z cienia. Jeśli uważnie przeczytają wszystkie posty i wezmą je sobie do serca, wyzbędą się w końcu autodestrukcyjnego zachowania. Przynajmniej mają taką jak najbardziej realną możliwość. Każdy może w pełni wykorzystywać swój potencjał i świadomie wybierać szczęśliwe życie i to bez względu na pesel. Nie ma znaczenia czy jesteś szesnastoletnią siksą, czy osiemdziesięcioletnim dziadersem – zawsze możesz zmienić siebie! Będę to powtarzał jak mantrę. Wystarczy chcieć!
Warto popracować z samym sobą, bo gdy już się zmienisz, poczujesz różnicę – i poczują to inni. Będziesz się wyróżniać! Staniesz się wolną/ym od wad. Może już jesteś kimś takim a jeśli jeszcze nie, zapewne spotykasz takich ludzi w swoim życiu. Wiesz, jak ich rozpoznać? To ludzie, którzy lubią życie – ludzie, którzy są uśmiechnięci prawie w każdych okolicznościach i nie tracą czasu na narzekanie. Borą z życia tyle, ile się tylko da. Lubią spotkania przy grillu, filmy, książki, sport, koncerty, miasta, wsie, zwierzęta, góry, morze – słowem wszystko! Cieszą się życiem!
Tak, bez fałszywej skromności identyfikuję się z takimi ludźmi. Normalni ludzie nazywają nas „nienormalnymi”, chociaż… Ci „uduchowieni na maksa” zarzucają mi, że nie jestem należycie uduchowiony, bo tracę czas na takie trywialne rzeczy. Mylą się, bo ja niczego nie tracę. Wykorzystuję maksymalnie czas, aby doświadczyć tego, czego już nie doświadczę w innych wymiarach. Dlatego nie narzekam, nie skarżę się, a nawet nie wzdycham.
Zbieram doświadczenia, które tylko tutaj, na tej Ziemi, mogę mieć. Deszcz? Dobrze. Słońce? Jeszcze lepiej. Korek na drodze czy cisza w ogródeczku – akceptuję każdą sytuację i cieszę się bieżącą chwilą. Lubię koty, psy, rośliny, dżdżownice i tak jak wszyscy nie lubię chorób, suszy, komarów czy powodzi, ale nie marnuję swojego tu i teraz jęcząc nad chorobami, suszą czy komarami. Nie zmieniam świata na siłę, ale zmieniam siebie. Jeśli chcesz dołączyć do mojego klubu, czytaj uważnie piątkowe posty. Może znajdziesz w nich swój pierwszy krok. Wiesz, co będzie potem? Życie, które warto przeżyć. Całym sobą.