Kapłani wkładają nam do głów, że Jezus rodził się już 2024 razy, ale prawda jest inna. Jeśli już, to Jezus urodził się dwa razy! Pierwszy raz w stajence – wszyscy znamy tę zmitologizowaną historyjkę a drugi raz na salonach politycznych Cesarstwa Rzymskiego, gdy chrześcijaństwo zyskało status religii państwowej. Od tamtej pory rozpoczęło się to, co nazwałbym „świętym mariażem ołtarza i tronu” – związkiem, który przetrwał do dziś i który obowiązuje także w naszym ukochanym i umiłowanym kraju.
Polski Kościół, niczym arystokracja w sutannach, zasiadł w gabinetach władzy i hojnie rozdaje moralne wyroki oraz polityczne poparcie. To od Kościoła politycy nauczyli się, jak skutecznie manipulować masami. Popatrzmy na Konstantyna Wielkiego, który połączył rzymski spryt z chrześcijańską ideologią, czy na średniowiecznych papieży, którzy pod pretekstem zbawienia organizowali krucjaty. Dziś krucjaty przybrały bardziej subtelne formy – zamiast mieczy mamy mikrofony i kamery, a zamiast obietnicy zbawienia – obietnicę władzy.
„Chrystus Królem, ale premierem – episkopat!” – zdają się mówić nasze kościoły, gdzie polityczne kazania rozbrzmiewają niczym przemowy senatorów w starożytnym Rzymie. Czy ktoś zauważył, że Boże Narodzenie zyskało nowy wymiar? Wigilijny stół to teraz pole bitwy. Z jednej strony mamy rodzinę, która chce po prostu podzielić się opłatkiem, a z drugiej – politykę wciskającą się przez ekran telewizora, przebrana za kandydatów na prezydenta.
Ale jest w tym wszystkim nadzieja, i to zaskakująco blisko. W nas samych. Właśnie teraz, gdy siadamy do świątecznego stołu, możemy zrobić coś politycznego w najlepszym tego słowa znaczeniu – odrzucić manipulację i odzyskać prawdziwą duchowość. Bo sacrum, to nie jest marmurowy ołtarz ani kazanie o aborcji podczas pasterki. To uśmiech dziecka przy choince, chwila ciszy przy pierwszej gwiazdce, wspomnienie tych, których już z nami nie ma.
Nie wierzcie tym, którzy mówią, że trzeba wybierać między sacrum a polityką. Prawdziwe sacrum to nasze pole serca, wolne – od władzy, od manipulacji, od kazań pełnych nienawiści. Jak mówił kiedyś pewien mądry filozof: „Królestwo Boże jest w was”. Jeśli zatem Boże Narodzenie ma coś zmienić, niech zmieni nas. Abyśmy w kolejnym roku potrafili powiedzieć politycznym kaznodziejom: „Nie! Mamy swoją duchowość. Wolną duchowość”. I takie jest dla mnie prawdziwe przesłanie Bożego Narodzenia. Jeśli zawibrowało w Waszym sercu – weźcie je sobie. Wesołych Świąt – takich, które naprawdę mają znaczenie!
p.s.
To była ulubiona pastorałka mojej babci Frani. Zawsze mi ją śpiewała, a ja od razu widziałem piękne zielone pastwisko na skraju lasu, przyprószone leciutkim śniegiem. Na wieczornym niebie świecił księżyc i gwiazdy, pasło się duże stado wołów i płonęło ognisko. Wokół ogniska siedzieli pasterze. Jest tajemniczo i pięknie. A babcia śpiewała dalej o tym jak im się anioł ukazał i do Betlejem iść kazał i jak oni poszli, i jak zobaczyli małego Jezuska… Nigdy nie udało mi się dotrwać do końca pastorałki, bo miała mnóstwo zwrotek a ja zasypiałem gdy tylko pasterze dotarli do stajenki. W mojej wersji ograniczyłem ilość zwrotek, nie chcąc, żebyście usnęli przy tej pięknej pastorałce: U ZIELONEJ DĄBROWY