Po wyjściu małej żonki ze szpitala jednym telefonem załatwiłem jej owo badanie echa serca, którego nie doczekała się w szpitalu. W Warszawie można się zbadać w każdej chwili, świątek, piątek, czy niedziela, tyle że za własne pieniądze. Dwie stówki, mniej więcej plus konsultacja dwie i pół, bo przecież do badania trzeba się ustosunkować i napisać jakieś zalecenia. Wybrałem sławnego kardiologa z jeszcze sławniejszej kliniki kardiologicznej i jak to bywa za pieniądze, było czyściutko, punktualnie, miło i sympatycznie.
Okazuje się, że badanie trwało raptem kilka minut i wykluczyło kardiologiczny powód udaru. Zanim doszło do zaleceń, żona spytała, czy może poprosić męża, żeby czegoś nie pokręciła. Lekarz zgodził się na swoje nieszczęście. Zaczęło się od Acardu. – Dlaczego przepisał pan Acard? Nic pan nie wie o skutkach ubocznych? – Proszę pana – lekarz uśmiechnął się pod maską (on miał, ja nie) – Każdy lek ma skutki uboczne, dopiszę jakiś lek osłonowy. – Żeby zaburzyć procesy trawienne? – zapytałem trochę złośliwie. – Acard ratuje życie wszystkim pacjentom po udarze, trzeba go brać do końca życia, nie ma lepszego leku o takim działaniu! – A słyszał coś pan o korze wierzby? – A ileż musiałby żona tego zjeść – lekceważył mnie wyraźnie. – Herbatkę dwa razy dziennie – odparowałem – I bez skutków ubocznych!
– Proszę pana – w głosie sławnego pana doktora wyczułem irytację – To nie dziewiętnasty wiek, ja się opieram na współczesnej medycynie a takie są procedury jeśli chodzi o zator. – I dlatego przepisał pan statyny? – Tak, bo żona ma podwyższony cholesterol 200 mg/dl! – A wie pan, kto wyznaczył ten próg? – uświadamiałem go dalej – W 1984 roku w San Diego trzech panów: Cleeman, Lenfant i Ryfkin obniżyli ten próg z 240 do 200 bez żadnych badań, co przyniosło Big Pharmie miliardy dolarów! Statyny to nie lek, to trucizna, która powoli zabija, a pan chce, żeby moja żona brała je też do końca życia?!
– Takie są procedury, a poza tym żona jest obciążona genetycznie. Jej mama i brat, tak wynika z wywiadu. – Panie doktorze, dr Lipton już dawno obalił teorie o takim kuriozalnym znaczeniu genetyki i wykazał naukowo, że najważniejsze są czynniki środowiskowe. – Lipton? Nie słyszałem – i pan doktor zapisał sobie nazwisko na karteczce. – To, co ja mogę dla państwa zrobić? – Wlew dożylny z DMSO. Natychmiast usuwa skutki wylewów i udarów. – DMSO? Nie słyszałem – znów zapisał sobie na karteczce. – W takim razie dziękujemy panu za badanie. – A kim pan jest? – zapytał na koniec, patrząc na mnie podejrzliwie. – Świadomym pacjentem – odpowiedziałem – I nawet wiem, kim pan jest, ale nie chciałby pan tego wiedzieć.
W ten sposób zakończyliśmy wizytę z pełną wdzięcznością za badanie echa serca, ale już nie za konsultację, bo te 250 zł jakby psu w dupę wsadził. Oczywiście recepta poszła do kosza, a żona leczy się po naszemu: witamina D3, witamina K2 MK7, kolagen, kora wierzby i dużo wody z odrobiną soli kujawskiej. Czuje się znakomicie, ale na wszelki wypadek zrobimy jeszcze Holtera, bo wyników tego ze szpitala wciąż nie ma. Jeszcze nie znaleźli fachowca, który mógłby to badanie opisać. Pointę, i to nie jedną, zapewne każdy czytelnik już sobie znalazł, a ja w nastroju pewności co do podjętych przez nas decyzji zapraszam państwa do ogródeczka. Przecież dziś piątek, piątunio, piąteczek, czas na styczniową pogaduchę pt. W CZARNEJ DUPIE! Będzie trochę mroczna, a jeśli Wam się spodoba, zostawcie jakiś ślad, kciuk w górę czy komentarz pod filmikiem. Ja się na tym nie znam, ale podobno ma to ogromny wpływ na to jak YouTube udostępnia filmik, a więc liczę na Wasze kciuki!
P.S.
Niektórzy narzekają, że nie działają pomarańczowe linki na mojej stronie. Owszem, niektóre przeglądarki blokują wyświetlanie linków, dlatego każdy powinien mieć kilka przeglądarek. Ja mam sześć! Wszystkie są darmowe i zawsze któraś z nich wyświetla linki. Oryginalnie pracuję na „Operze”, ale czasami i ona wariuje, wtedy otwieram Chroma, Firefoxa, Safari, CCleaner Browsera albo ulubioną przez Kasię S. DuckDuckGo.