Wczorajszy post Moniki sprowokował mnie do zastanowienia czy da się przełożyć przyjaźń na zdrowie. Nikogo nie dziwi, że mieszkańcy najbogatszych krajów żyją długo. To oczywiste, bo żyją w komforcie i mają najlepszą opiekę lekarską. Ale równie długo, a nawet trochę dłużej żyją mieszkańcy niektórych biednych krajów, gdzie o komforcie nie ma co marzyć, a opieka lekarska jest na poziomie naszej, czyli praktycznie jej nie ma. Na pytanie dlaczego, nietrudno odpowiedzieć, bo znamy od dawna czynniki długowieczności: wczesne udawanie się na spoczynek, wstawanie o wschodzie słońca, nieskażona woda zawierająca wapń, owoce bogate w przeciwutleniacze itd. Ale od pewnego czasu naukowcy zwracają uwagę na zupełnie inny czynnik! Przyjaźń właśnie.
Okazuje się, że nie srebro i złoto, chodzi o to, by żyć tam, gdzie obowiązują silne więzy społeczne. W otoczeniu przyjaciół żyjemy dłużej pomimo biedy i złych warunków higienicznych. To jest ten nowy czynnik, na który nie zwracano uwagi. Ludzie pozbawieni łączności z innymi umierają wcześniej, tak przynajmniej wychodzi z badań naukowców. Uważam, może zbyt przekornie, że to kwestia indywidualna, doskonale przecież znamy przykłady ascetów, pustelników i odludków, którzy w samotności dożyli długich lat. Biorąc jednak pod uwagę przysłowiowego Kowalskiego, ten czynnik długowieczności statystycznie może być naprawdę ważny.
Stwierdzono zatem naukowo, że u dorosłych utrzymujących mniej kontaktów towarzyskich w ciągu dziesięciu lat prawdopodobieństwo śmierci jest mniej więcej dwukrotnie wyższe! Samotność jest równie niebezpieczna dla zdrowia, jak palenie papierosów, zła dieta, otyłość i brak ruchu. To oczywiste, bo nie mamy się na kim oprzeć i w czasie choroby nikt nie poda nam przysłowiowej herbaty. Czy naprawdę trzeba robić badania, aby dojść do konkluzji, że ludzie, którzy są w udanym związku, rzadziej chorują i dłużej żyją?
Jeszcze niedawno Polska słynęła z biesiad z okazji imienin, urodzin, rocznic, chrzcin, grillowania, ognisk itd. Ludzie spotykali się i bawili razem, ale teraz dryfujemy w samotność. Amerykanie już dawno przerwali rodzinne więzy i statystycznie świętują osobno. WhatsApp i Messenger powoli zastępuje kontakt osobisty, a że jesteśmy 51 stanem, przejęliśmy nie tylko Walentynki i Halloween, ale również wirtualne kontakty rodzinne. Spada również u nas liczba nowych małżeństw, a dzieci rodzi się coraz mniej, pomimo 500 i 800 plus! Nie trzeba być jasnowidzem Jackowskim, żeby przewidzieć, jaka będzie nasza polska starość. Samotna.
Jeśli już zdajemy sobie z tego sprawę, odłóżmy na moment komórkę i zaprośmy na kawę przyjaciół, z którymi od dawna mamy jedynie kontakt telefoniczny. Albo bezczelnie wprośmy się do nich. Kilka kwiatów, czerwone wino, dojazd – owszem, to jest jakiś wysiłek, ale to nie jest wygórowana cena za bezpośredni kontakt. Przytulmy się, niech nasze aury wymieszają się jak kiedyś, poczujmy ich wibracje, porozmawiajmy z nimi szczerze. Dla zdrowotności, kochani. Dla zdrowotności!
p.s.
I mamy koniec tygodnia, a więc nowa rolka, której temat podsunął mi Jarosław Makowski, pisząc: Dlaczego Jarosław Kaczyński tak mocno przytulił do siebie Kościół, że ten aż od tej nieskrywanej miłości się dusi? Bo w Polsce rację istnienia ma prawica albo religijna, albo żadna. Moją sugestię zawarłem w rolce: SOJUSZ TRONU I OŁTARZA