Lucjan zgadza się co do mojej oceny rzeczywistości i jednocześnie pyta w komentarzu: ale gdzie szukać winy, w lenistwie, naszej historii czy matriksie, w którym tkwimy? Wina? Szukanie winy jest typowe dla ludzi pozostających na najniższych poziomach drabinki Hawkinsa, ale o to Lucjana nie podejrzewam. Zapewne chodziło mu o przyczynę, a to z kolei dotyczy ludzi od szkiełka i oka. Zauważcie, że wszyscy naukowcy starają się dogrzebać do samych korzeni jakiegoś problemu, odkryć pokryte warstwą ziemi fundamenty i w końcu dochodzą do wiarygodnych i bezdyskusyjnych wniosków, które przedstawiają światu. Tyle tylko, że po pewnym czasie wnioski okazują się absolutnie niewiarygodne!
Ja nie należę do analityków i biorę rzeczywistość taką, jaką jest. Jeśli jesteśmy leniwi, to znaczy, że musimy poznać, co to jest lenistwo i jak nam służy! Jeśli komuś służy, będzie w nim tkwił, aż zacznie go uwierać, zawadzać i blokować rozwój. Po to pojawił się w wymiarze 3D, żeby doświadczyć lenistwa! Żadna jego wina. Dlatego kocham leniwych i nie dąsam się na nich, bo właśnie zaliczają swój kolejny etap. A czy Polacy in gremio są leniwi? Co najwyżej umysłowo, ale mam się gniewać na moich rodaków, że umysłowo są na poziomie zerówki?
Czy nasza historia może być powodem polskiego ciemnogrodu? Moim zdaniem nie. Wciąż słyszymy ten stary slogan, że powinniśmy uczyć się z historii. Od dawna wiemy już, że historia nigdy nikogo, niczego nie nauczyła, bo tak jak napisałem powyżej, istniejemy na tej planecie, aby doświadczać, a nie uczyć się z historii. Każdy, nawet najbardziej tępy człowiek jest w stanie wyzwolić się z ciemnogrodu, ale dopiero wtedy gdy go doświadczy po kokardę. Jeden to zrobi stosunkowo szybko, drugiemu zajmie całe życie, a innemu kilka wcieleń. Też nie jego wina. Proszę nie zapominać, że Wszechświatowi nigdzie się nie śpieszy.
Wychowałem się w rodzinie głęboko katolickiej, od dziecka ganiano mnie do kościoła i zapimpalałem na mszę co niedziela: mróz, deszcz czy spiekota, pięć kilometrów per pedes. A w każdy pierwszy piątek miesiąca odprawiałem ofiarki, czyli umartwiałem się fizycznie na swój dziecięcy sposób. Biczowanie? Czemu nie! Dla pana Jezuska, bo kocha cierpienie. Czy myślicie, że łatwo wyzwolić się z takiej indoktrynacji gdy nie ma się wsparcia ani w rodzinie, ani wśród mieszkańców wioski? Wszyscy jej mieszkańcy byli kościółkowi i bali się Boga jak covida! To ten sam strach, nie łudźmy się. To nie ich wina, strach to strach! A jednak wyzwoliłem się z tych kościelnych bredni dość szybko, jakoś tak niezbyt długo po pierwszej komunii. Owszem, byłem parszywą owcą, ale to mnie naprawdę wzmocniło i uodporniło na chamstwo i krzywdy ze strony rodaków.
I jeszcze ten matriks, w którym tkwimy. Chyba sam w to nie wierzysz, Lucjanie, żeby matriks był powodem. Każdy z nas buduje sobie matriks indywidualnie, a że tworzy popaprany i zwariowany musi żyć w takim, jaki tworzy. Suma popapranych i zwariowanych matriksów osobistych tworzy nasz wspólny popaprany i zwariowany matriks nazywany Polską. Zmień siebie, a zmienisz Polskę – piszę o tym w każdej z moich książek. Jest tam mnóstwo ćwiczeń jak to zrobić, ale gdy ktoś woli cierpieć to już jego wybór. Ja nie cierpię, tak samo zresztą jak czytelnicy którzy z uwagą przeczytali wszystkie moje cztery książki!
P.S.
Na drugie, niezwykle istotne pytanie Lucjana postaram się odpowiedzieć w poniedziałek, bo dziś się nie zmieściłem, a ciepły podobno weekend puka już do drzwi. Muszę doświadczyć tego wiosennego ewenementu, czego również życzę wszystkim moim czytelnikom. Do poniedziałku zatem!