Czuję się zobowiązany przypomnieć nielicznym, ale wiernym czytelnikom tej strony, że dydaktyczny ton, który ponoć emanuje z moich postów, nie jest zamierzony. Wynika raczej z doświadczeń – a trudno mówić o czymś inaczej, kiedy jest się do tego przekonanym. Wiem, że czasem piszę jak dziaders, który już wszystko widział, ale uwierzcie mi, ten ton to raczej skutek lat spędzonych na myśleniu i pisaniu niż celowe ustawianie się w roli mędrca. Kiedyś próbowałem pisać bardziej bezosobowo, posługując się trzecią osobą liczby mnogiej, ale z kolei zarzucano mi, że to obrzydliwa maniera, pozostałość po komunie.
Jestem więc teraz trochę niespójny – raz piszę tak, raz inaczej. Nie zasadzam się jednak do postów, tak jak to było, pisząc książki, bo przecież widzę, że czytelników postów jest niewielu, a ci, którzy są, doskonale mnie rozumieją. Nadeszła epoka obrazkowa i nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Moje rolki oglądają tysiące ludzi na różnych kanałach, a posty akceptuje… 30 w porywach 40 czytelników, sądząc po serduszkach, bo przecież to graficzne serduszko jest znakiem akceptacji. Może więc nadszedł czas, aby nagrywać więcej rolek i mniej pisać?
Jeszcze to przemyślę, bo zmiana formy przekazu nie oznacza zmiany treści. W końcu rolki to nic innego jak dynamiczne wyimki z mojej książki „Popierdywanie metafizyką”. Ci, którzy ją przeczytali, doskonale to wiedzą, a mimo to również chętnie oglądają – czyż to nie piękne? Jestem dopiero przy trzecim rozdziale, a miałem ambitny plan wyrolkować wszystkie książki, aż do ostatniej, „Być Bogiem”. Teraz wiem, że życia mi na to nie wystarczy. Ale póki zdrowia starczy, będę próbował.
Komentarze pod rolkami są dla mnie namiastką dawnych rozmów w cztery oczy, które ceniłem najbardziej. Z tymi komentarzami bywa jednak różnie – natura satyryka ciągnie mnie do lapidarnych i zabawnych odpowiedzi, co nie wszystkim się podoba. Niektórzy czują się wręcz zaatakowani. I tu moja wina! Muszę wreszcie nauczyć się nie poprawiać ludzi, nawet gdy wiem, że się mylą. Już od dawna (odkąd jestem przekonany, że każdy żyje w swoim matriksie) nie czuję się w obowiązku naprawiania ludzi. Miłość jest cenniejsza niż doskonałość.
Dlatego coraz mniej komentuję bieżące wydarzenia, które – nie ukrywam – często mnie żenują. Koronacja Trumpa, gigantomania Owsiaka, kampania prezydencka – jestem nimi zażenowany do tego stopnia, że dla mnie nie istnieją. Ale wiem też, że dla wielu z Was te sprawy mają ogromne znaczenie. Wkładacie w nie swoje nadzieje, energię, pieniądze, więc nie chcę odbierać Wam emocji. Czasami wypowiadam się na jakiś gorący temat, ale tylko wtedy, gdy mnie ktoś zapyta. Na szczęście zdarza się to coraz rzadziej.