Na chwilę porzucam cykl „sucharów biesiadnych”. Powód? Pastorałki. A dokładniej – moje pastorałki, nagrane jeszcze w latach dziewięćdziesiątych z Danusią Błażejczyk i zespołem Studio Singers. Co roku w grudniu otrzymuję maile: „Czy można usłyszeć te nagrania?” No to można! Pięć pastorałek, każda w kolejną środę. Skąd u mnie coś takiego jak pastorałka? Z dzieciństwa, które wcale nie było ani sielskie, ani anielskie, ale magia świat Bożego Narodzenia, śpiewanie w domu kolęd i pastorałek stworzyło mój pierwszy magiczny świat.
Szczególnie pastorałki oczarowały mnie swoją zniewalającą infantylnością i prostotą. Pierwsze polskie pastorałki pojawiły się w XV wieku, gdy już na dobre wbito katolicyzm do polskich płowych głów i pogańskich serc. Wiele z nich było adaptacjami znanych melodii ludowych szybko więc wrosły w naszą kulturę jak wigilijny barszcz z grzybami. W końcu powstała tradycja śpiewania kolęd i pastorałek po domach, a że pastorałki mają luźniejszą formę niż tradycyjne kolędy, łatwiej wchodziły do mojego serca.
Kiedy byłem nastolatkiem, postanowiłem zgłębić temat. Uzbrojony w zeszyt i urok młodości, przemierzałem moje strony, wypytując starsze panie o pastorałki. Wiekowe kobiety uczyły mnie słów i melodii. Później, jako dyrektor Powiatowego Domu Kultury w Lipsku, uroczym miasteczku, które do tej pory kocham, zebrałem lokalną kapelę i zaprezentowałem pastorałki publicznie. Niby komuna, niby system, ale podobało się i zamiast zjebki w komitecie partyjnym dostałem premię, a Polskie Radio w Kielcach zaproponowało studyjne nagranie. Potem jeszcze przyjechała telewizja. Działo się!
Jakoś to wszystko dotarło do Wojciecha Siemiona, dyrektora teatru Stara Prochownia w Warszawie. Wsiadł w swojego słynnego garbusa, przyjechał do mnie i zaproponował, abyśmy napisali scenariusz widowiska z moimi pastorałkami i jego poezją, a Wojtek był bezspornym mistrzem deklamacji. Tak też się stało i w Starej Prochowni graliśmy nasz spektakl z dużym powodzeniem z początkiem lat siedemdziesiątych w okresie jesienno-zimowym. Po latach, gdy już byłem zawodowym artystą, postanowiłem nagrać część tych pastorałek w studiu Antka Kopffa.
Dziś, wracając do przeszłości, chciałbym podzielić się pastorałką, którą zawsze śpiewał mój ojciec Marian w świątecznym czasie, rzecz jasna. Z tym tekstem i z taką linią melodyczną, jaką zapamiętałem. Oryginał jest bardzo stary i różni się nieco od tej wersji, ale to jest przecież ukłon w stronę mojego ojca – i wszystkich, którzy w prostocie odnajdują magię. Proste gesty, zwykłe melodie, niezwykłe wspomnienia, czy nie w tym tkwi cała tajemnica świąt? NA KOPIE SIANA.