Monika Irsmanbet
Post o Ewie i energii żeńskiej stał mi się szczególnie bliski, gdy jeden z czytelników napisał: odnoszę wrażenie, że jesteś głosem Ewy, donośnym głosem. Zarezonowało, bo faktycznie głos kobiet jest mi szczególny i bez względu na „zapotrzebowanie” niosę go i wracam do niego. Dziś chciałabym dołączyć tutaj fenomen Marii Magdaleny, opierając się na ewangeliach gnostyckich i wiedzy ludzi, którzy latami kopali w tej sprawie odważne tunele. Nie jest to wiedza ani modna, ani szczególnie popularna, ale zrobię wiele, by było łagodnie. Logiczne pytania i poszukiwania to iluzja umysłu, dlatego linia żeńska odwołuje się do uczuć.
Fenomen naszego brata Joshua (zwanego Jezusem) i jego świętej partnerki Marii Magdaleny jest powszechnie znany, choć przekręcany, przekłamywany i zohydzany. Magdalena, święta kapłanka była równie wyjątkowa, mądrością także, jej wiedza dorównywała mężczyźnie przy swoim boku. Była piękna i szczęśliwa i swoim szczęściem zmieniała świat dookoła siebie. Linia żeńska, linia matczyna nie robi różnic i nie dzieli nawet na płeć, ale to Bogowie patriarchalni wynieśli Joshua, umniejszając Magdalenie (Miriam) i robiąc z niej prostytutkę.
Bóg w Starym Testamencie nie stworzył kobiety. Tamten Bóg mówił, że kobiety, podobnie jak zwierzęta nie mają duszy! Trudno dziś dać wiarę, że tacy Bogowie istnieli i takie głosili herezje, ale na całe wieki stało się to pewną prawdą, kodem i powtarzaną bajką, która z czasem stała się prawdą dla wielu. Magdalena to demaskowała. Demaskowała fałszywe świątynie, religie, sekty i rytuały. Przestrzegała przed tzw. ruchem stadnym i uważała, że tworzy on potężną moc i może stać się niebezpieczny w rękach szaleńców i fałszywych proroków. Była jednak bardzo za wspólnotą i jednością jednocześnie. Mówiła „wielkość w jedności – jedność w wielkości”.
Mamy XXI wiek a niektórzy wciąż uważają Marię Magdalenę za prostytutkę, która nawróciła się dzięki swemu panu i wybawcy, Jezusowi. To wina głosu patriarchatu, któremu taka rola kobiety jest bardzo na rękę. Religie frontowe aż piszczą z radości, chrześcijaństwo, judaizm, islam. Tam kobiety są sprowadzone do roli podnóżków, gdy tymczasem to święte boginki, kapłanki, które samą swoją obecnością uświęcają ziemie. O ironio, w Syrii, gdzie urodziła się matka Marii Magdaleny, do dziś toczy się krwawa wojna. Kobiety przywracają energię, normalizują ją. To wiedźmy, kapłanki, święte, oblubienice. Maria – Miriam to ta, która pokochała siebie na wszystkich poziomach. To ta, która może stworzyć święte partnerstwo z mężczyzną, bo jest święta dla siebie. To Maria uczy nas miłości do siebie całkowitej i tego, że dopiero, gdy poczujesz, że nie potrzebujesz mieć obok nikogo, możesz wejść w piękną relację. Magdalena uczy nas, aby zacząć od siebie, najpierw od siebie.
Marduk uczy nas, aby przejść do sfery eros, do seksu jak najszybciej i bez świętości w sobie. Akt seksualny to potężny akt energetyczny i im więcej w nim miłości do siebie, tym piękniejszą generuje siłę. Magdalena uczy nas śmierci, oswaja z drogą przejścia. Sama nigdy nie wniebowstąpiła. Ona pod Ziemię zstąpiła i tak oswaja nas z tym, co trudne, dziwne i niezrozumiale. Ona pokazuje nam drogę przejścia, choć i ta prawda jest zakłamana i zastraszona. Sama Magdalena umiera na południu Francji, do końca nienawidzona i prześladowana. Największym jej prześladowcą był Piotr. Tchórz i kłamca nazywany przez wieki skałą i opoką. To określenie przypisane jest Jezusowi, ale On nie miał z tym nic wspólnego. Ewangelia gnostycka wyraźnie pokazuje skałę i opokę, na której zbudowany jest kościół jako skałę kłamstwa, tchórzostwa i przerabiania rzeczywistości. Skala i opoka manipulacji. Jaka skała, taki Kościół można by rzec. Marduk mówi „dziel i rządź” i tak właśnie się dajemy prowadzić. Na śpiących i obudzonych, na szczepionych i nie, na mądrych i głupich. Dziel i rządź, a przecież jesteśmy jednością. Żeńską i męską energią razem i każdy swoją jedyną i niepowtarzalną indywidualnością.