Jest taki problem, który łączy wszystkich moich patientów – problem nieśmiertelności. To oczywiste, że wynika z naturalnej obawy przed śmiercią, więc usilnie szukają pocieszenia i nadziei na kontynuację istnienia. Kiedyś znajdowali pocieszenie w Kościele, ale teraz nawet u osób głęboko wierzących obserwuję wątpliwości. Świadomość już im nie pozwala ślepo wierzyć w piekło, niebo, raj i zmartwychwstanie na sąd ostateczny. Zamiast tego szukają dowodów, niepodważalnych, mierzalnych dowodów na to, że nie skończą się wraz ze zgonem.
Problem polega na tym, że takich dowodów po prostu nie ma. Nie da się przeprowadzić naukowego eksperymentu, który raz na zawsze rozwiałby wszelkie wątpliwości. Owszem, można sięgnąć po starożytne koncepcje Platona, który twierdził, że życie i śmierć są przeciwieństwami, a dusza przechodzi między tymi stanami. Jeśli dusza nie byłaby nieśmiertelna, życie nie mogłoby powstać z martwego stanu. Immanuel Kant argumentował, że jeśli moralność ma sens, to musi istnieć życie po śmierci. Niektórzy ludzie opierają swoje przekonania o nieśmiertelności na osobistych doświadczeniach lub duchowych przeżyciach, które sugerują istnienie życia po śmierci.
To, co mnie najbardziej fascynuje, to fakt, że te wszystkie poszukiwania dowodu na nieśmiertelność wynikają z głęboko zakorzenionej potrzeby znalezienia sensu istnienia. Nieśmiertelność może być kuszącym argumentem, by nadać życiu większą wartość – jako jedynie etap na drodze do czegoś większego. Myśl o ponownym spotkaniu z bliskimi po śmierci może być niewątpliwie pocieszająca. To przekonanie może wpływać na sposób, w jaki ludzie budują relacje w realnym życiu. Może także mieć ogromny wpływ na sposób myślenia i działania tu i teraz.
I to najbardziej lubię w nieśmiertelności. Znacie mój matriksowy światopogląd, więc doskonale wiecie, że żadnej koncepcji życia po życiu nie uważam za jedyną, słuszną i niepodważalną. Wręcz odwrotnie, każda z nich jest słuszna i niepodważalna indywidualnie! Dlatego nie zastanawiam się, czy to „prawda”, gdy podczas hipnoterapii patient wyznaje, że w okolicy jego wątroby zablokowała się energia zmarłego wujka. Nie dyskutuję i przy pomocy moich przewodników duchowych odprowadzam tę energię, a patienta przestaje boleć. I mam się zastanawiać czy to jest dowód na „nieśmiertelność”? A może jedynie na siłę ludzkiej wyobraźni? Jakie to ma znaczenie?
Niezaprzeczalnym dowodem na nieśmiertelność jestem przecież ja sam, bo żyję tu i teraz. Naprawdę nie jestem zainteresowany „wczoraj” ani „jutro”, jestem zainteresowany „dziś”. W konsekwencji nie interesuje mnie także Królestwo Niebieskie, szeol, piąty czy dwudziesty piąty wymiar, niebo z dziewicami, osiągnięcie mokszy, zjednoczenie z Brahmanem czy kraina wiecznych łowów. To jest mój sekret nieśmiertelności – nie szukać go po śmierci, ale w każdej chwili, w której oddycham. Dlatego widzę ją wszędzie, nawet w codziennym kubku kawy – pod warunkiem że nie pozwolę jej wystygnąć.