DLA INNYCH CZY DLA SIEBIE?

Zaczynamy kolejny tydzień pięknej i bogatej jesieni. Po owocach poznacie jej bogactwo… Tyle, że owoce jakoś nie dojrzewają latoś a prawdę mówiąc… jesienioś. Jedynie absurdalna pandemia absurdalnie dojrzewa, ale ani premier, ani minister Ziobro, ani minister Gowin najwidoczniej nic! W każdym bądź razie nie spadli jeszcze. Za to prezes wszystkich prezesów czerwieni się wśród zieleni, ale wygląda na to jakby nawet trochę przejrzał. Niestety może jeszcze długo wisieć na drzewie w charakterze zasuszonej śliwki.

Wróć! Obiecałem skomentować moje piątkowe pytanie co lubisz robić dla innych za darmo a nie politykę! I zrobię to z prawdziwą przyjemnością. Co prawda jest nas na tej stronie raptem koło pięciuset osób, ale za to… Co to za osoby! Miło czytać komentarze. Swoją drogą tych „moich” 9 tys. „followersów” z Felicjana to mit! Ktoś tam pod wpływem chwili kliknie „lubię to”, licznik bije, statystyka rośnie a gość nigdy już na stronę nie zajrzy. Dlatego tak się cieszę, że moja przeprowadzka pokazała absurd tego typu podniet narzucanych świadomie przez felicjański system. Naprawdę wolę wróbla w garści niż kanarka na dachu, tym bardziej że te wróble śpiewają ładniej od kanarków.

„Co byśmy nie zrobili dla innych to i tak robimy to dla siebie, ważne by robić to z Miłością” napisał pięknie Antoni Koperski. Dobrze byłoby wziąć sobie do serca tę jego sentencję, okazało się bowiem, że przeróżne rzeczy lubicie robić za darmo a z wielu Waszych przykładów prześwituje prawdziwa miłość. Nawet z komentarza Joasi Cieśniewskiej „Trochę jest tak, że zarabiam w pracy, której nie lubię, na to co lubię i rozdaję”.

Każdy z nas wędruje inną ścieżką kwantową i ma, ba… musi mieć inne doświadczenia. Ja też się zastanawiałem nad tym pytaniem, które sam sobie zadałem i wyszło mi, że zawsze robiłem najpierw coś co bardzo lubiłem za darmo, a potem to coś przekształcało się w zarabianie pieniędzy, czasami bardzo przyzwoitych! Podeprę się trzema przykładami, zgoda?

Zacznijmy od ogrodnictwa. Uwielbiam kwiaty, drzewka, rośliny i zajmowałem się nimi od zawsze namiętnie, ale po amatorsku. Szkoda mi było wyrzucać nadmiar kłączy czy cebulek, więc ładowałem do torby i roznosiłem po znajomych, którzy podzielali moją miłość do roślin. Cała moja wioska była zaopatrzona w nowości, które sprowadzałem skąd mogłem, a w tamtych czasach nie było to takie łatwe. Pole musiało zareagować na tę moją miłość do ogrodnictwa więc gdy ogłoszono stan wojenny i artyści zaczęli uprawiać różne dziwne zawody stając się taksówkarzami, kelnerami, stróżami itd. ja stałem się profesjonalnym ogrodnikiem. Zbudowałem szklarnię, a jakże i jako prof. ogrodnik sprzedawałem swoje frezje, chryzantemy, arbuzy, pomidory za ciężkie pieniądze. W tamtych czasach, gdy granice były zamknięte, każdy kwiatek i pomidor były na wagę złota!

To był pierwszy przykład, a przecież obiecałem jeszcze dwa! Ale to moje gadulstwo! W końcu sprawi, że nikt nie będzie chciał mnie czytać! A obiecałem sobie przecież 2500 znaków bez spacji! Trudno, z dwoma pozostałymi przykładami poczekam do jutra!