Powinieneś być swoim własnym lekarzem – też się zżymałem, gdy dawno temu usłyszałem to po raz pierwszy. Teraz jestem tego pewien jak żadnej innej „prawdy” i wciąż piszę o wzięciu odpowiedzialności za własne zdrowie, ale sądząc po kolejkach w przychodniach, jakoś ta prawda nie przebija się szerzej. Wciąż wolimy złożyć odpowiedzialność za swoje zdrowie niedouczonym lekarzom i niedofinansowanej służbie zdrowia.
Z kolei ci, którzy wzięli sobie do serca tę odpowiedzialność, często zapominają o duszy. Biegają po laboratoriach, analizują wyniki, pędzą z nimi do utytułowanych lekarzy i wciąż niedomagają. Czy jeszcze do nich nie doszło, że najdroższe lekarstwa i najlepsi lekarze niczego nie zwojują, jeśli dusza pacjenta jest chora, a w samym środku człowieka nie ma równowagi? Jesteśmy niestabilni emocjonalnie, a nasz podświadomy umysł celowo atakowany przez prostackie media wypełnia się kłębiącymi się emocjami jak wulkan tuż przed erupcją. W tej sytuacji dusza staje niespokojna i ten niepokój manifestuje się w ciele.
Bez pracy nad emocjami trudno mówić o równowadze, spokoju i zdrowiu. Taki człowiek jest „niby uduchowiony” i wciąż szuka rozwiązań w materii, na zewnątrz siebie zamiast w sobie, we własnej duszy. Kiedy w niej zagości spokój, a umysł będzie wyglądał jak lustro wody w jeziorze w bezwietrzne południe, zacznie się samouzdrowienie. Samoistnie, samorządnie i samorzutnie. Nie powinniśmy dopuścić do tego, aby umysł wypadł z równowagi i wywołał kolejną burzę. Z umysłem można pracować, zdając sobie sprawę, że to on jest powodem większości chorób. Skoro jest powodem choroby, może również być powodem uzdrowienia, świetnie to objaśnia Totalna Biologia.
Pacjenci przywiązują ogromną wagę do odżywiania i dbania o ciało. Tzw. naturalne, coraz droższe produkty sprzedają się coraz lepiej, ale musimy wiedzieć, że XXI-wieczna technologia produkcji żywności ma coraz mniej wspólnego z prawami natury. Kury, świnie, krowy hodowane na antybiotykach i bez dostępu do słońca, nie są odpowiednim produktem. Stare dobre rady już się nie sprawdzają. Np. zjadanie owoców z pestkami, bo w nich jest witamina B17 i jod. Problem w tym, że w pędzonych hurtowo owocach jest coraz mniej witamin, a i jodu ani śladu.
W tej sytuacji suplementujemy się na potęgę, a przy najmniejszym bólu głowy sięgamy po paracetamol. Czy na tym polega wsłuchiwanie się w swoje ciało? Czy dlatego boli nas głowa, bo ciało potrzebuje paracetamolu? Medycyna akademicka walczy z objawami, a my powinniśmy usunąć problem, który najczęściej tkwi w duszy, w podświadomości konkretnie. Musimy nauczyć się pracy z podświadomością, a wtedy uzależnienie od pań i panów w białych fartuchach zniknie. A gdy już nauczymy się jak dbać o ciało i duszę nawet nie będziemy wiedzieli, kim są panie i panowie w białych fartuchach.
p.s.
Uderzyło mnie to, że lekarze potrafią pomóc ludziom poczuć się lepiej, a nawet przedłużyć ich życie, ale nie potrafią ich uzdrowić ani połączyć w jedną całość. A to coś zupełnie innego. – napisał to Charles Martin i jakoś to „przypadkowo” pięknie współbrzmi z moją rolką: CZY LEKARZE TO IDIOCI?