Monika Irsmanbet
Opowiem dziś pewną historię, która rozgrywała się na moich oczach i której akcja wciąż się nie skończyła. Jestem w niej niemym świadkiem, i czasem tylko dopada mnie smutek, że mogłam się wtrącić i coś powiedzieć. Dziś już na nic mój smutek i na nic moje wtrącanie. Dziś jej rodzice już wiedzą, że Bóg się nie myli, nie partaczy niczego i nie wali fuszerki, bo to historia ślicznej dziewczynki, której imię zmieniam dla jej bezpieczeństwa i która dziś jest uroczym chłopcem.
Dom, który mógłby być marzeniem innych. Piękny, ogromny, z ogrodem o trzech poziomach. Niezmierzone połacie zieleni, wielki basen, wille w Europie i na wyspach. On Kanadyjczyk, człowiek anioł i oaza spokoju. Ciepło, dobroć, serdeczność, cierpliwość i balans. Ona Brytyjka pracująca, pracująca i pracująca. Sześciu ogrodników dbało o ogrody, firma o basen a o dom nianie i pani sprzątająca. Dziewczynki śliczne jak aniołki, a zdjęcia z takich miejsc, że czasem dałam się ponieść zazdrości. Najpierw (zboczenie zawodowe) zobaczyłam dziwne napisy na ścianach. Miała wtedy 9 lat. Później dziwnie długie i intensywne skakanie po schodach bez potrzeby, ukrywanie śniadania w szafce na buty. Gdy dostrzegłam stłuczony słoik i zapałki rozsypane w łazience zawyło mi serce. To był ten moment gdy mogłam coś powiedzieć. Ale co?? Byłam tam tylko gościem przelotnym.
Czy moje domysły miały prawo być faktami w tym idealnym świecie bez mamy? Hannah przestała mówić i zaczęła bywać w szpitalach. Drogich szpitalach, najlepszych. Mama zaczęła bywać w domu. Mówiła mi, że Hannah ma problemy żołądkowe. Widziałam, co pisze i rysuje. To nie był problem z żołądkiem. Milczałam. Czy powinnam była przestać? Szpitale wykańczały rodziców, basen zarastał samotnością, wakacje co rusz odwoływane, bo Hannah w szpitalu. Była chuda, za chuda i coraz bardziej nieszczęśliwa i milcząca. Miała 13 lat. Przestała mówić zupełnie. Szpitale i droga z powrotem do… płci!
Obustronna mastektomia, tabletki, tembr głosu, tabletki, zanik menstruacji, tabletki, blokery. Bandaże, opatrunki i pierwsze urodziny nowego członka rodziny. Chłopca. Wrócił śmiech, był tort i kartki, a basen wypełnił się dzieciakami. Miał 16 lat. Ulżyło mi. Był szczęśliwy. Zdjęcia z nową buzią wypełniały salony i napawały optymizmem. Czułam niepokój, który nie puszczał. Mówił mi, że niedługo będzie miał penisa, a ja walczyłam ze swoją polską zaściankowością i stereotypami z domu. Bóg się przecież nie myli! Nigdy! Minęły miesiące, dostał się na Oxford i zaczął znikać z domu. Twarz znowu smutniała, tabletki, szpitale, depresja, tabletki. Odwołane kolejne wakacje i święta.
Mamy dwie płci i nikt innej nam nie wpisze. Różnimy się cieleśnie, hormonalnie, całkowicie. My, dorośli nie wiemy, kim jesteśmy, a wymagamy tego od dzieci? Urodził się dziewczynką więc dlaczego nie chciał nią być? To strasznie smutne, że nie znalazł drogi do siebie i nie stał się prawdziwą kobietą. Nie znalazł drogi do siebie i nie wie, kim jest. Nie nauczy swoich dzieci tego świata (jeśli je będzie miał), bo sam nie zdążył go odnaleźć. Świecie dokąd idziesz? Programują nas sztuczną tolerancją, oszałamiają empatią i… przesuwają granice. Akceptujemy już tak wiele dla naszego dobra! Kiedy powiemy stop? Chłopiec jest nieszczęśliwy i życie spędzi w szpitalu! Programatorzy umysłów zrobili to dla jego dobra?!
Monika Irsmanbet