Mój ojciec twierdził, że jestem leniem. – Z naszego Stasia nic nie będzie – powtarzał z całym przekonaniem na forum rodziny, bo rzeczywiście unikałem ciężkich prac, jak tylko mogłem. Nie chodziło mi tylko o wysiłek fizyczny, ale o monotonną powtarzalność czynności przy żniwach czy wykopkach od rana do wieczora. – Od tego są maszyny – wrzeszczałem na ojca i w końcu uległ, kupując kosiarkę do zboża i kopaczkę do ziemniaków, ale to nie zmieniło jego przekonania o moim lenistwie. Po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że miał rację.
Problemem nie były wyłącznie prace fizyczne, bo na przykład moim ulubionym zajęciem w liceum było wagarowanie. Nie znosiłem uczyć się tych przedmiotów, które mnie nie interesowały, więc moje oceny wyglądały jak łańcuch górski: od pały do piątki (szóstek wtedy nie było). Maturę z matematyki zdałem tylko dzięki zdolnym koleżankom, które zarzuciły mnie ściągami, a nadzorująca nauczycielka uważała, żeby mnie nikt na ściąganiu nie nakrył. Na studiach nic się nie zmieniło. Leniuchowałem cały semestr a dopiero przed sesją kawa, nogi w zimnej wodzie i zakuwanie, żeby jakimś cudem egzaminy zaliczyć.
Tak! W potocznym słowa znaczeniu byłem i jestem leniem, bo skupiam się tylko na tym co zawibruje w moim sercu. Kocham lenistwo i kocham takich leniuchów jak ja. Kocham, bo ludzie leniwi są z natury dobrzy. Serio, bo czasami żartujemy! Nie intrygują, nie obrabiają komuś dupy, nie wchodzą nikomu w drogę, po prostu nikomu nie szkodzą, bo to wszystko wymaga dużej aktywności, zaangażowania i marnowania cennej energii. Pomyślcie o ile piękniejsze byłoby nasze życie gdyby nasz WUC był leniwy. Wtedy na pewno nie byłby WODZEM, a my mielibyśmy szansę, że władza znalazłaby się w rękach kogoś mniej szkodliwego.
Leniwy człowiek docenia wartość tego, co ma i cieszy się byle czym. To może być fakt, że kwitnie mak i hak, co chciałbym wbić, lecz jak? Ci ambitni wciąż za czymś gonią, wciąż im czegoś mało a swój dobrostan chcą osiągnąć dopiero w przyszłości, gdy już zdobędą to czy tamto. Przy okazji namieszają, narobią bałaganu, nakrzywdzą innych po kokardę. Nie mówcie mi, że ten problem nie dotyczy ludzi „uduchowionych”. Znam takich, którzy z pełnym przekonaniem twierdzą, że będzie im lepiej dopiero w niebie lub na „tamtym świecie”. A człowiekowi leniwemu już jest dobrze, bo co ma być, to będzie i niebo znajdzie wszędzie!
Jako urodzony leń przyjąłem zasadę, którą z wielkim pietyzmem stosuję w smudze cienia: robię tylko to, co jest koniecznie! A nawet gdy już to robię, staram się to robić leniwie, bez nadmiernego angażowania swojej energii. Życie jest zbyt piękne, aby marnować je na uganianie się za lepszym mieszkaniem, lepszym samochodem, lepszymi ciuchami, lepszymi zasięgami i lepszymi komentarzami pod postami. Czyż nie są błogosławieni leniwi, albowiem do nich należy królestwo niebieskie? Nie będzie należeć, tylko należy! Tu i teraz!
p.s.
Kwietniową relaksującą sesję hipnoterapii zdobyła Anna Inn za piękną recenzję, która wejdzie do ostatniej książki z cyklu „Nie daj się umrzeć”. Gratuluję! A kto będzie beneficjentem w maju?