– Matko Jezusa i nasza Matko, odciśnij w naszym sercu Rany Zbawiciela – napisał jakiś ksiądz z okazji Wielkiego Piątku. Czy on naprawdę uważa, że odciśnięte w naszym sercu rany Jezusa sprawią, że będziemy radośni, szczęśliwi i zdrowi? Nie będę się teraz pastwił nad rytuałem Wielkiego Piątku, wczoraj zrobiła to pięknie Monika. Wielki Piątek wymyślono dla bogactwa Kościoła, który cierpienie podniósł do rangi najwyższej cnoty. Cierpienie swoich wiernych, rzecz jasna, aby samemu pławić się w złocie, wmawiając nierozbudzonym owieczkom, że Bóg ojciec tak bardzo obraził się na ludzkość, że aby się przeprosić musiał zamordować swojego syna. Okazuje się, że owieczkom można wmówić każdą bzdurę!
Problem indoktrynacji kościelnej opisuję długo i namiętnie w ostatniej mojej książce z cyku „Nie daj się umrzeć” więc dzisiaj chciałbym skupić się na samym cierpieniu, które ma być przepustką do mitycznego raju. To nie moja bajka, zawsze z nią polemizowałem tak samo jak ze słowami JPII: Bóg przez swoją mękę, ukazał, że w złu cierpienia jest ukryte ogromne dobro: dobro odkupieńcze, które wykupuje z największego zła, to znaczy z grzechu, z oddalenia od Boga, i dobro zbawcze, dobro samego życia Boga. Może i Wojtyła widział dobro w cierpieniu dzieci gwałconych przez pedofilów w sutannach, ale ja nie widzę dobra w żadnym cierpieniu. Nie tylko w tych degradujących, ale także w tych filozoficznych w rodzaju: cierpienie rozłąki może być szkołą miłości. Nie! Żadne cierpienie nie nauczy nas miłości, co najwyżej nienawiści!
Zapewne znacie słynną już anegdotę o tym, jak to pewnego dnia ciężko chorego ks. Józefa Tischnera odwiedził Jarosław Gowin. Podobno wcześniej dyskutowali dużo o cierpieniu, ale podczas tej wizyty Tischner nie mógł już mówić. Podał tylko Gowinowi karteczkę ze słowami: „Nie uszlachetnia”. Zawsze byłem fanem księdza Tischnera, którego jedyną wadą było to, że był księdzem. Wciąż pamiętam jego wypowiedź: Cierpienie zawsze niszczy. Tym, co dźwiga, podnosi i wznosi ku górze, jest miłość. Nie wiem, czy Tischner wiedział już cokolwiek o piątym wymiarze opartym na miłości, pokoju, jedności i radości, ale wygląda na to że już czuł go przez skórę!
Niestety, ludzie nie są jeszcze gotowi do porzucenia tego, co dobrze znają, czyli rzeczywistości 3D opartej na strachu, podziałach i cierpieniu. Szczególnie Polacy, wychowani na romantycznym wersie Mickiewicza „Polska Chrystusem narodów” wciąż upatrują cnotę w cierpieniu. Polska w Unii uwiera boleśnie i dopiero wtedy gdy nas z Unii wyrzucą, znów staniemy się cierpiącą ofiarą, narodem wybranym, a nawet Chrystusem narodów! Jak napisała kiedyś Małgorzata Rejmer: Polska ma przecież cierpienie we krwi, czyste, prawe i szlachetne, (…) ku chwale i w rozpaczy, prawacy i lewacy, skacząc sobie do oczu, wykopujemy z ziemi nasze trupy, otwieramy trumny, zwołujemy duchy, ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie? W tym kierunku idą działania władz, a my jakoś nie protestujemy jak chociażby Francuzi czy Izraelczycy, bo wszyscy Polacy to wielka rodzina, cierpiący chłopak, cierpiąca dziewczyna…
Nie zgadzam się na taką indoktrynację! Owszem jesteśmy na tej planecie dla rozwoju i dążenia do mądrości, ale nie w bólu i cierpieniu! Niektórzy ludzie chcą cierpieć, nieważne – świadomie czy podświadomie, bo to im przynosi współczucie i przychylność innych ludzi. I niech sobie cierpią w spokoju, ale niechże nie próbują obciążać cierpieniem innych, bo to tylko ich wybór! Każdy ma prawo wyboru, skoro jest samym centrum swojego osobistego Wszechświata. Ja jednak nawołuję do zabawy życiem! Kochajcie i bądźcie szczęśliwi ale jeśli wolicie i cierpieć wpatrując się w ciało Jezusa przybite do krzyża to Wasz wybór. Ja tego nie robię od lat, tym bardziej teraz gdy już wiem, że nie będę tu długo, więc wykorzystuję ten krótki czas na radość i zabawę! W Wielki Piątek także!