Jeśli nie ma Cię w Sieci – nie istniejesz! Znacie zapewne to powiedzenie i trudno się z tym nie zgodzić. Scenka z wczorajszego dnia w tramwaju poza godzinami szczytu: Podjeżdża tramwaj, wchodzimy do środka na pętli, mniej więcej 10 osób. Miejsc jest dużo, siadamy. Wszyscy coś natychmiast wyciągają, ja książkę, starsza pani w moim wieku też, reszta smartfony, i-fony, tablety. Starsza pani zerka na mnie i uśmiecha się znacząco. Odwzajemniam uśmiech i mówię:
- – Znak czasu.
- – I panu to nie przeszkadza?
- – Raczej pomaga. Ja też korzystam z sieci.
- – No tak. Znak czasu… Ale pewnie korzysta pan z umiarem – ni to zapytała, ni stwierdziła starsza pani.
- – Oni także z umiarem, tyle że swoim.
Próbowałem wyjaśnić, że nigdy nie mierzę innych swoją miarą, ale starsza pani zacietrzewiała się coraz bardziej i cały tramwaj wypełniał jej histeryczny głos o braku empatii u młodzieży, znieczulicy, humanizmie, pokoleniu cyborgów itd. Nikt nie oderwał oczu od komórki. Nie podzielam oburzenia starszej pani, bo pamiętam stare, obrzydliwe, „bezsieciowe” czasy! Chociażby dlatego, że nie dawały szans młodym ludziom. Debiut w jakiejkolwiek dziedzinie był niemożliwy, jeśli nie przeszło się bariery „krew – mózg”, czyli po stronie krwi debiutanci a po stronie „(bez) mózgowców” prezesi, kierownicy, sekretarze. Bez nominacji z ich strony nie miałeś szans, aby zaistnieć!
A teraz każdy człowiek może przedstawić swoje umiejętności, publikując swój tekst zaraz po napisaniu, prezentując piosenkę, zespół, obraz, rzeźbę, nowe danie, nalewkę… Internet stał się nie tylko kanałem komunikacji, ale szansą, z której warto skorzystać. Gdyby nie sieć w żadnym wypadku nie napisałbym swoich książek „Nie daj się umrzeć” i nie podzieliłbym się skutecznymi rozwiązaniami trudnych problemów, które potrafią zamienić czyjeś życie w koszmar. Mało kto zdaje sobie sprawę, że ten koszmar stwarza sam i stosunkowo łatwo zmienić go w radosne i satysfakcjonujące życie. Nieważne ilu czytelników przeczyta i zastosuje w swoim życiu narzędzia, które opisałem w książkach. Ja zrobiłem swoje właśnie dzięki sieci!
Nie zżymam się także, że znaczna część Internautów nie ma niczego ważnego do powiedzenia czy pokazania, więc pokazują siebie, obnażając się fizycznie i psychicznie. Za moich czasów intymność i prywatność była niezwykle ceniona, a cała Polska prała brudy w domu, nie tylko pani Dulska! Teraz bezwstydnie robią to wszyscy, chcąc za wszelką cenę zostać Influencerami i wpływać a gusty i opinie tysięcy a może nawet milionów swoich followersów. Kiedyś było nie do pomyślenia, aby pokazywać poród własnego dziecka, ale teraz dumny ojciec i mąż transmituje poród w sieci na żywo! Albo jakaś małolata upublicznia stosunek ze swoim psem. Ja się nie oburzam, bo tego nie oglądam.
Rozumiem ogromną potrzebę zaistnienia, gdy tak komuś źle, tak mu szaro, że każdy dzień ciągnie się jak makaron. Gdy ktoś taki niczego ciekawego nie ma w ofercie, pokazuje co je, co pije, gdzie był, kogo poderwał i w jakim czasie doszedł do orgazmu. Kilka lajków wystarcza, aby taki ktoś poczuł, że jest częścią społeczności, zauważalną jej częścią. To jest niezwykle ważne dla młodych ludzi, którzy jeszcze niczego nie osiągnęli i nie mają zielonego pojęcia, na czym polega życie. Jestem również pewien, że małolatem był nasz praprzodek, który pierwszy zszedł z drzewa a wszystkie nasze praprababcie i prapradziadkowie zawyli z dezaprobatą, co też ten smarkacz wyczynia. A to dzięki niemu mamy teraz Internet, czyż nie?