Niby proste, gdyby nie ten przymiotnik. Który przyjaciel jest dobry a który zły? Skąd wziąć takich przyjaciół gdy człowiek jest już stary? Mogę ich policzyć na palcach jednej ręki, bo znakomita większość moich przyjaciół jest już po drugiej stronie, a demencja starcza pozostałych, nie pozwala na wymianę sensownych myśli. Może dlatego trochę za bardzo eksploatuję telefonicznie tych jeszcze kumatych, ale dopóki się nie skarżą… Wydaje mi się jednak, że Japończycy nie mieli na myśli przyjaciół w takim sensie, jak my traktujemy przyjaźń. Bo kimże jest dla nas dobry przyjaciel? To ktoś, kto zna nas na wylot, wie o wszystkich naszych wadach, ma pojęcie o naszych nieetycznych wpadkach – a mimo wszystko wciąż jest naszym przyjacielem. Na dobre i złe!
Japończycy może nie traktują swoich przyjaźni tak serio i dlatego ich najważniejszym hobby jest spędzanie czasu z sąsiadami, czyli picie herbaty i plotkowanie. Dla większości z nich to najważniejszy czynnik ikigai. Spotykają się codziennie, rozmawiają i zawsze pamiętają, że jutro też się zobaczą, bo to lubią najbardziej. Niektórzy podchodzą do przyjaźni jeszcze szerzej. Jedna ze staruszek codziennie mówi „dzień dobry” lub „do zobaczenia” dzieciom, które idą do szkoły. Równie miło pozdrawia te, których rodzice podwożą samochodami, krzycząc: jedźcie ostrożnie! A wieczorem znów stoi na ulicy i zagaduje do przechodniów, życząc im dobrej nocy dotąd, aż ulica jest pusta.
Miasteczko stulatków Ogimi słynie także z tego, że z ogromnym pietyzmem celebrowane są wszystkie spotkania, na przykład urodziny czy mecze getballu. To lekki sport polegający na uderzeniach piłeczki kijkiem, ale to tylko pretekst, żeby zażyć trochę ruchu i rozerwać się trochę. Rozgrywki są cotygodniowe, a autorzy omawianej książki przegrali z zawodniczką, która właśnie skończyła 104 lata. Urodziny zaś świętują wspólnie, w miejscowym domu kultury, jedzą tort z shikuwasą, tańczą, bawią się i namiętnie śpiewają karaoke. Wydaje mi się, że tu bardziej chodzi o poczucie wspólnoty, a nie o przyjaźń w naszym rozumieniu, ale może oni właśnie tak rozumieją przyjaźń?
U nas jest coraz gorzej i z jednym i z drugim, bo WUC robi wszystko, żeby nas podzielić i skłócić. I rzeczywiście Polacy są skłóceni jak nigdy dotąd. Kiedyś mnie to bardzo uwierało, dopóki nie zrozumiałem, że przed każdym z nas jest długa droga doświadczeń, po której wędrujemy sami. Co prawda na każdym etapie spotykamy różnych ludzi, ale za następnym zakrętem oni znikną. Pojawią się nowi, razem ze swoimi ideami, zakazami, nakazami. Tylko od nas zależy, czy je przyjmiemy, czy odrzucimy. Jeśli jesteśmy w stanie odrzucić te wszystkie, które nie rezonują z naszym wewnętrznym przekonaniem, stajemy się naprawdę wolni i niepowtarzalni. To nas odróżnia od zdecydowanej większości, która uwielbia być niewolnikami. Być niewolnikiem Kościoła, władzy, żony czy męża, przyjaciół – to takie bezpieczne przecież! Nie musimy zachowywać ciągłej czujności, bo za nasze niepowodzenia odpowiadają ONI. Świat ONYCH to doskonała wymówka, jeśli ktoś zapyta, dlaczego jesteśmy nieszczęśliwi; a im ONI są gorsi, tym dla nas lepiej.
Uważam zatem, że japoński sposób na przyjaciół ma sens i naprawdę może być ważnym czynnikiem długowieczności. Sąsiedzi, znajomi, koledzy, współpracownicy są doskonałym rozwiązaniem, by pozbyć się trosk. Warto jednak zadbać, aby wśród nich nie było osób toksycznych, wampirów energetycznych, o których pisałem w „Popierdywaniu metafizyką”. Jeśli takich nie ma i wzajemnie ładujecie się energetycznie poprzez plotkowanie, opowiadanie dowcipów, udzielanie sobie porad, wspólną zabawę, dzielnie się spostrzeżeniami czy marzeniami – to znaczy, że potraficie żyć według czwartej zasady ikigai. Do poniedziałku zatem!