Wczorajszy post z tekstem Magdaleny Ostrowskiej był kolejnym lustrem, w którym mogliśmy się przejrzeć. Sądząc po komentarzach, niezwykle ostrożnych i zachowawczych, nie wszystkim spodobało się to, co w tym lustrze zobaczyli. Zabolało. Jak widać dość łatwo teoretyzować o miłości bezwarunkowej, dużo trudniej odnaleźć się w brutalnym świecie pełnym nienawiści, aby tę miłość okazać. Myk polega na tym, aby zamienić nienawiść w miłość. To nie jest łatwe, bo z doświadczenia wiemy, jak łatwo miłość przechodzi w nienawiść. Mamy to przekonanie zabukowane w naszej podświadomości, więc niezwykle sceptycznie podchodzimy do pomysłu, aby ten proces odwrócić.
Nigdy nie uda nam się tego zrobić jeśli w dostatecznym stopniu nie doświadczymy strachu, bólu i nienawiści. Pojawienie się uchodźców na naszej granicy wschodniej jest zaledwie bolesnym ukłuciem komara, bo to nie my marzniemy i umieramy na bagnach. Ale warto pamiętać, że nasze bezpieczeństwo z ciepłą wodą w kranie i pełnym asortymentem produktów spożywczych w sklepach jest iluzoryczne. Po co wybraliśmy życie w 3D, tu i teraz? Żeby doświadczyć wszystkich emocji, przede wszystkim tych, które nazywamy „złymi” i żeby umieć przetwarzać je w te „dobre”. Dlatego właśnie pojawiają się w naszym życiu uchodźcy, na przykład. Aby nauczyć się zmieniać energię strachu i nienawiści na energię miłości.
Można to zrobić, a nawet trzeba, jeśli nie chcemy znaleźć się fizycznie w takim położeniu jak ci biedni ludzie na granicy z Białorusią. Bez załatwienia tego problemu w naszych sercach (podkreślam: W SERCACH), jakieś dywagacje o czwartym wymiarze to zwykłe mrzonki. Czwarty wymiar, nie mówiąc o piątym, oparty jest na miłości, pokoju, jedności i radości, dlatego zawsze będzie dla nas obcy, dopóki cierpienia biednych tułaczy będą dla nas tylko literaturą czy obrazkiem w TV. Ale jest JUŻ osiągalny dla tych, którzy nauczyli się zmieniać energie oparte na strachu w energię miłości.
Strach przed uchodźcami wyziera prawie z każdego komentarza i jest takim samym strachem jak każdy inny. Wszystkie trzeba pokonać, żeby wejść do wyższego wymiaru. Ja na przykład pozbyłem się ostatnio strachu przed Felicjanem, Googlem i You Tube. Jak zauważyliście, przez pewien czas pisałem swoje teksty pod dyktando SEO, żeby moje posty były widoczne w sieci. I rzeczywiście były, miało do nich dostęp kilka tysięcy czytelników. Kosztowało mnie to jednak wymyślaniem bzdurnych tytułów (słynna wwwolność), linków wewnętrznych i zewnętrznych, zwrotów i wyrazów, które były wysoko pozycjonowane. Skończyłem z tym!
Pewnie, że zasięgi spadły i co z tego? Teraz moje posty „widzi” dużo mniej czytelników, ale ja zyskałem wolność, a nie „wwwolność”, przynajmniej w tym minimalnym wymiarze. I nie mam zamiaru wrócić do zamordyzmu, jaki serwują media społecznościowe. Wiem, że pewna grupa, może niewielka, ale za to wypróbowanych wirtualnych przyjaciół zostanie ze mną, bo już mnie dobrze zna i łączy nas… miłość bezwarunkowa właśnie. Czy można o niej mówić wtedy, gdy przyjaciel, który wie o nas wszystko i mimo to wciąż nas lubi? Chyba tak. Z tym większą pewnością zapraszam do mojego jesiennego ogródeczka na pogaduchę „Jasiu weź kajecik”, która jest kontrowersyjna, ostra i bezkompromisowa. Przyjaciele mi wybaczą, a wrogów mam w 3D!