Studia medyczne są teraz masakrycznie trudne. Studenci, zamiast spędzać czas na balangach, jak to było za moich czasów, zakuwają od rana do wieczora. Tysiące łacińskich, angielskich i polskich nazw leków, chorób i przypadłości trzeba wcisnąć do zamulonych nimi głów. Ale profilaktyka jest pojęciem abstrakcyjnym. Wymyślono i skatalogowano 26 tysięcy chorób, aby było trudno połapać się w tej medycznej dżungli, ale profilaktyka? Nie ogarnie jej żaden student medycyny, wcale to nie jest mu potrzebne zresztą. Jako dyplomowany lekarz nie będzie zapobiegał chorobom, tylko sprzedawał leki i procedury. Nie może myśleć, kombinować i proponować terapii, które nie mieszczą się w odpowiedniej rubryce, bo dostanie za to po łapach od Izby Lekarskiej, a gdy będzie dalej fikał, pozbawi się go prawa wykonywania zawodu.
Taka chora medycyna wystarczała w zupełności dla pacjentów nieuświadomionych. Jeśli najgorszego lekarza traktuje się jak wyrocznię, bardzo często pacjent zostaje wyleczony, bo człowiek w białym fartuchu jest doskonałym placebo. Proszę nie lekceważyć roli placebo, bo już udowodniono po wielokroć, że to najskuteczniejszy lek, jaki zna ludzkość. Pacjenci do tej pory bezrefleksyjnie przyjmowali „prawdy” w rodzaju: powodem cukrzycy jest nadmiar cukru, grypę nazywaną covidem łapiemy poprzez wirusy, które wcisną się pod maseczkę, a depresja to nic innego jak ciemnota mamusi i tatusia, którzy nie potrafili nas wychować prawidłowo.
Świadomość pacjentów rośnie z dnia na dzień i już nie połykają bezrefleksyjnie wszystkiego, co wypisuje pan doktor. Coraz częściej bezczelnie pytają o zasadność przepisywanych medykamentów. Słusznie, bo teraz już istnieje możliwość poznania prawdziwych przyczyn chorób, które nas trapią. Pan doktor zapewne naskoczy na nas, gdy powiecie mu, że problem cukrzycy to nie nadmiar cukru tylko bydlęca motylica trzustkowa zadomowiona w naszej trzustce. Na rynku pojawia się coraz więcej urządzeń, które nas zdiagnozują a niektóre, jak np. prosty zapper możemy sobie zrobić sami.
Prawdę mówiąc, nie musimy robić niczego takiego jeśli poważnie potraktujemy to, o czym współczesna medycyna zapomniała na śmierć. O profilaktyce! Jeśli kupimy dobry odkurzacz, zauważymy szybko, że przestaniemy tak często się zaziębiać. Profilaktyka. Jeśli wyeliminujemy wszystkie produkty spożywcze, które mają chociażby ślad pleśni i włączymy do naszego menu kiszoną kapustę, najprawdopodobniej skończą się problemy żołądkowo-jelitowe. Profilaktyka. Gdy nasz dzień zaczniemy od odpowiednich ćwiczeń, przestanie nas łupać w krzyżu. Profilaktyka. I tak można w nieskończoność, ale nie chcielibyście tego czytać. Dr Wysiłek kłania się, pisałem o tym gościu w jednej z moich książek.
Warto jednak uzmysłowić sobie, że nie jesteśmy bezbronną ofiarą wirusów, bakterii i robaków, które chcą nas zjeść żywcem. Choroby nie czają się wokół, byle tylko nas dopaść. Nie ma przypadłości, która może nas pokonać, jeśli wcześniej osiągniemy równowagę pomiędzy ciałem, duchem i umysłem poprzez profilaktykę właśnie. Profilaktyką jest wszystko, co służy naszemu dobremu samopoczuciu: wspomniane już ćwiczenia, medytacje, zdrowe jedzonko, spacery, sen, radość, śmiech, zabawa. Pamiętajmy o tym także podczas ostatniego już letniego weekendu. Trzymajcie się cieplutko!