Spodziewałem się, że mój wczorajszy post wywoła jakiś oddźwięk, ale nawet stali komentatorzy nabrali wody w usta. Rozumiem, w końcu w sposób niezawoalowany wskazałem prawdziwego adresata ustawy nakazującej rodzenie zdeformowanych śmiertelnie płodów. Dziś będzie gorzej, bo sięgnę jeszcze wyżej, albowiem zainspirowały mnie narodziny jednego Boga. On będzie przecież bohaterem mojej ostatniej książki z serii „Nie daj się umrzeć. Tak, tak… Już za trzy lata będziemy przy czakrze korony, ostatniej, odpowiadającej za kontakty z bogiem właśnie. Mam jeszcze na to trochę czasu, ale bacznie obserwuję zachowania moich rodaków w tej kwestii.
Teraz wygląda to tak: ogromna większość moich patientów deklaruje się jako katolik niepraktykujący. Widzą już hipokryzję Kościoła, odrzucili ceremoniały typu msza, spowiedź i komunia, niektórzy nawet zrezygnowali z kościelnych uroczystości świątecznych, ślubnych, a nawet pogrzebowych, ale wciąż czują silną więź z Bogiem. Nierzadko odrzucają Boga w postaci starca na chmurce, który sprawdza, czy mamy rączki na kołdrze, czy pod kołdrą, ale wciąż traktują Go osobowo. Niektórzy poszli o krok dalej i Bóg jest dla nich ogromną jednoczącą siłą we Wszechświecie posiadającą świadomość. (sic)
Nie chcę w żaden sposób wpływać na te wierzenia, więc nie będę teraz pisał o boskiej matrycy czy polu kwantowym, o tym przecież jest moja żółta książka „Popierdywanie metafizyką”. Narodziny jednego Boga podczas jej pisania jeszcze mnie wtedy nie interesowały. Dziś postaram się tylko nakreślić aspekt historyczny narodzenia Boga monoteistycznego, niesłusznie przypisywanego Żydom. Niesłusznie, bo jak twierdzą historycy, narodziny Boga wymyślił faraon Echnaton, na długo przed Jahwe i nazwał go Atonem. To żadna jego zasługa, bo monoteizm okazał się jedną z najgorszych doktryn w dziejach ludzkiej obecnej cywilizacji.
Prawicowi konserwatyści chlubią się, że fundamentem współczesnej Europy jest chrześcijaństwo i jej monoteistyczny Bóg. Ale to nie narodziny jednego Boga, jak chcieliby, wyniosły wyżej moralność człowieka. Harari pyta w swoich książkach, czy konkwistadorzy, na przykład, byli bardziej etyczni niż pogańskie plemiona indiańskie, które wycinali w pień? Narodziny jednego Boga sprawiły, że ludzie stali się dużo mniej tolerancyjni wobec obcych, wierzących w inne bóstwa. Przez całe wieki ciągnęły się prześladowania religijne i święte wojny, a przecież do tego czasu problem nie istniał.
Politeizm nie wymagał wiary w jednego Boga, każdy mógł sobie wybrać kilku, jego broszka. Różni ludzie wielbili różnych bogów i nikt nie wtrącał się do tego, jakie odprawiali rytuały i obrzędy. Nie prześladowano nikogo z powodu jego wierzeń, nie zabijano także. Owszem, toczono krwawe wojny, ale o ziemie, bogactwa, czy kobiety, że wspomnę słynną Helenę Trojańską. Wojen stricte religijnych jednak nie było! Dopiero wierzący w jednego Boga… O jej, znowu przedobrzyłem z długością, więc pozwólcie, że dokończę jutro.